Kiedy od czasów George’a Romero minęło prawie pól wieku, wszystko o zombie zostało już powiedziane i pokazane i każdy kolejny film jedynie raz jeszcze wstawał z grobu, wjechał na to wszystko Danny Boyle ze swoim „28 dni później”. Ożywczym (nomen omen), ciekawym, innym, mocno brytyjskim, wspaniałym po prostu. Jednym z najlepszych postapokaliptycznych filmów w dziejach. Od tamtej pory minęły 23 lata, czyli „28 lat później”…
Wizja świata, w którym to dżentelmeni (i dżentelwomen) decydują o losach świata i czuwają nad jego bezpieczeństwem jest bardzo kusząca. Może dlatego pozwala strawić bezmiar uroczych głupot tego filmu oraz całkowity brak jego spójności.
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy