Nie mam na myśli przemocy domowej (chociaż w jednym z wywiadów Helena Kulej mówiła, że różnie z tym bywało, a i sama przywaliła kiedyś mężowi, gdy pijany chciał wsiadać do samochodu). Raczej to, że film o Jerzym Kuleju w sporej mierze staje się filmem o jego żonie, Helenie. W każdym razie – o ich relacji. Co najmniej dwunastorundowej.
Historia Pana Kleksa i jego akademii stąpa po bardzo kruchym lodzie, kruchszym niż w niejednej bajce. Rozpięta między kłamliwym „wszystko jest możliwe” a dającym nadzieję „wiem, co czujesz” przeprowadzić ma dzieci przez zupełnie inny świat niż ten 40 lat czy 75 lat temu. Nie może być więc taka sama. I nie jest. W sporej mierze tu sporo rzeczy jest na odwrót niż byśmy się spodziewali.
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy