Do żadnego twórcy filmowego perspektywa czasu nie pasuje mi tak bardzo jak do M. Nighta Shyamalana. Trudno mi się pisze o jego filmach, bo jestem głębokim, niemal hipnotycznie uzależnionym fanem jego twórczości. I już wielokrotnie orientowałem się, że filmy Shyamalana doceniam dopiero po którymś obejrzeniu. Teraz też minie trochę czasu i…
„Old”
reżyseria: M. Night Shyamalan
scenariusz: M. Night Shyamalan
w rolach głównych: Gael Garcia Bernal, Vicky Krieps, Rufus Sewell, Abbey Lee, Alex Wolff, Thomasin McKenzie
M. Night Shyamalan zaskakuje mnie swoimi pomysłami. Teraz też to zrobił. Jest pierwszym twórcą filmowym po pandemii, a może i pierwszym w ogóle, który przed seansem nagle pojawił się na ekranie, by widzów powitać, powiedzieć jak bardzo mu miło i że nie ma nic ważniejszego dla niego niż kręcić dla nich thrillery. Czy ktoś z reżyserów kiedykolwiek na to wpadł? Na tak prostą, a niespotykaną rzecz?
Ot, cały Night Shyamalan, u którego chyba bardziej od jego twórczości fascynuje mnie jego wyobraźnia. Pomysły, na jakie wpada i sposób naginania rzeczywistości w kierunku grozy są u Hindusa doprawdy niezwykłe. Myślę, że za to go uwielbiam. Za to, jak patrzy na świat i jak potrafi wydobyć z niego, wycisnąć niemal jak z tubki elementy i wątki, których nikt inny nie dostrzega.
Podejrzewam, że to zazdrość. Przy M. Nighcie Shyamalanie czuję się jak ktoś, kto patrzy ma płonący kominek, obiadowy stół, szumiące w lesie drzewo czy jadące ulicą samochody i widzi tylko je, nic poza tym. On zaś dostrzega coś więcej, czego zazdroszczę mu bardzo. Dostrzega pomysł.
„Old” czyli dlaczego tak uwielbiam Nigha Shyamalana
Sposób, w jakim Night Shyamalan potrafi adaptować codzienność do swoich dreszczowców i w jaki umie wydobywać grozę ze wszystkiego, co wokół nas jest fascynujący i przerażający zarazem. Wizyta u dziadków, wiejący za oknem wiatr, kawałek osiedlowego trawnika, pójście nocą do łazienki na siku mogą u niego stanowić pretekst, powód do lęku. Z nich da się wydobyć mnóstwo grozy, a ja nigdy bym nie przypuszczał. Sposób w jaki pokazuje zło czy strach jest dla mnie narkotyczny. Weźmy chociażby scenę z „Niezniszczalnego”, w której Bruce Willis staje na ulicy z rozpostartymi dłońmi, aby dotykać przechodniów i dzięki temu dowiedzieć się, jaki mroki kryje ich dusza. Uwielbiam tę scenę, uwielbiam to, co Shyamalan ze mną robi, gdy zasiadam w kinie na jego filmie.
Dlatego jestem jego fanem. Dlatego nie ruszają mnie tezy, że Night Shyamalan się skończył i po „Szóstym zmyśle” niczego dobrego już nie nakręcił, a w zasadzie to nawet nie wiadomo, czy „Szósty zmysł” jest dobry. Że rozmienia się na drobne, zapomniał jak się robi filmy, zagalopował.
Otóż nie uważam tak. Widzę w jego twórczości eksplorację pokładów wyobraźni, do których nikt się dotąd nie dobrał. Dostrzegam wymykanie się standardom, a nade wszystko podążanie tymi ścieżkami, na które ma ochotę także się skierować. Mam chwilami wrażenie, że podążam za nic trop w trop.
Kiedy idę na film M. Nighta Shyamalana, zawsze jestem niezmiernie ciekaw, co też tym razem wymyślił. Może filmu nie dorobił, może coś tam szwankuje i jakieś kłopoty scenariuszowe się pojawią, ale co też ten facet znowu wykombinował i co zalęgło się w jego niebywałej głowie?
„Old” czyli thriller zyskuje z czasem
Filmy M. Nighta Shyamalana mają dla mnie magnetyczny klimat. Niemal wszystkie, przy czym nie każdy po pierwszym obejrzeniu. Tak miałem z „Niezniszczalnym” – pierwszym dziele Hindusa po „Szóstym zmyśle”. Obejrzałem w kinie, skrzywiłem się, że to już nie to, wyszedłem. Minęło trochę czasu, obejrzałem ponownie i jeszcze raz. Dzisiaj czuję już pociąg do tego filmu, doceniam go, jestem wkręcony w ten świat.
Z perspektywy czasu rumieńców nabrały dla mnie i inne filmy, tak chętnie krytykowane przez wysublimowane gusta – „Osada”, „Zdarzenie”, „Kobieta w błękitnej wodzie” czy wreszcie niedoceniane, a ważne w portfolio Nighta Shyamalana „1000 lat po Ziemi”, z redefinicją strachu i ustawieniem go w kontrze do lęku. A zatem może perspektywa czasu jest w wypadku tego twórcy niezbędna?
To niezwykłe, bo właśnie o niej mówimy w wypadku „Old”. Tutaj Night Shyamalan wydobywa grozę właśnie z czasu, a dokładniej – z jego perspektywy. Przenosi nas na rajską plażę, gdzie czas biegnie inaczej, szybciej i gdzie wszystko wygląda w związku z tym zupełnie inaczej.
„Old” czyli piekielna, rajska plaża
To film, który w pierwszej chwili sprawił na mnie wrażenie niedorobionego, niechlujnego, pobieżnego sprintu przez – nomen omen – zdarzenia ku puencie, która u Nighta Shyamalana wiele zmienia. Tutaj spodziewałem się innej, ta nie jest aż tak mocna, jak bym oczekiwał. Hindus gdzieś zasuwa, nie potrafi opowiedzieć tej historii, nie tworzy dostatecznie mocnej grozy wśród ludzi skazanych na tę piekielna plażę, a chwilami wchodzi w tony groteskowe (ciąża, kobieta o łamliwych kościach).
Słowem, wyszedłem rozczarowany, ale jednocześnie z myślą, by z Nightem Shyamalanem się nie spieszyć. On działa jak musująca tabletka, musi mieć czas, by wejść w krwiobieg, zagnieździć się w mózgu z tymi wszystkimi szpilkami koncepcyjnymi. Dlatego specjalnie wstrzymałem się kilka dni z napisaniem o tym filmie.
Dzisiaj już taki rozczarowany nie jestem. Dzisiaj mam ochotę obejrzeć go znowu i wiem, że ponownie coś w nim jest. Ten galop, ta pobieżność, wręcz zdawkowość, to przesypywanie się fabuły niczym piasku przez palce, nawet te groteskowe sceny (przecież to nawiązanie do „Niezniszczalnego”) mają swoje uzasadnienie właśnie w czasie. Czas zmienia ten film, jego odbiór, zmienia ludzi i zmienia fabułę. To on, jego bezustanny niedobór sprawia, że niczego nie da się zrobić jak należy. Nawet filmu. Nawet napisać o filmie.
Niezwykłe to zjawisko, bo wydawać by się mogło, że filmy grozy, wszelkie thrillery i horrory to filmy nadzwyczaj związane z „tu i teraz”. Takie, które najszybciej się starzeją. To, co przeraża nas podczas premiery i działa na nasze zmysły i serce, z czasem przerażać przestanie – czyż nie? Otóż nie u Nighta Shyamalana. To jego kolejny walor – on z czasem zyskuje, jego groza pęcznieje i jest coraz silniejsza, a nie słabnie. Czas pracuje na jego korzyść.
Bo zawsze nie ma czasu. Bo mija, pozostawiając to, co za nami w formie już niedostępnej. Zatrzaskuje drogę powrotu niczym przejście przez kanion. Poza nim pokazuje rzeczywistość w sposób prosty i zrozumiały, ale gdy go przyspieszyć, nabiera ona cech absurdalnych i przerażających. Flesz, jaki pokazuje nam Night Shyamalan, jest jak film w przyspieszonym tempie – zniekształca wszystko. Takie przyspieszenie bywa zabawne, ale potrafi też powiać grozą. Tu wieje. Wszystko bowiem wygląda inaczej.
Pozwólcie zatem, że dam sobie czas, którego nie ma. Poczekam na zmianę perspektywy, na inny wymiar czasowego odniesienia do tego, co Shyamalan chce nam pokazać jako grozę. Aż zrozumiem, że jest się naprawdę czego bac – zwłaszcza upływu czasu.
Moja ocena: 4/6
Radosław Nawrot
1 Comment