Nieznane dotąd nagrania z prywatnego archiwum Roberta Lewandowskiego to świetna rzecz, ale nie wystarczy do stworzenia dokumentu na dużą skalę. Robert Lewandowski jest po prostu wielkim bohaterem sportu, ale nie jest bohatera kina.
„Lewandowski – Nieznany”
reżyseria: Maciej Kowalczuk
w rolach głównych: Rober Lewandowski, Iwona Lewandowska, Anna Lewandowska, Milena Lewandowska-Miros, Jürgen Klopp, Thierry Henry
Nie jest to przytyk do twórców tego filmu, bo stworzyli tyle, na ile pozwalał im zebrany materiał i sama postać Roberta Lewandowskiego. A zebrany został solidnie. Tyle tylko, że nie jest to materiał wystarczający na dzieło o wielkich gabarytach. Najwyżej na pracę dziennikarską, bynajmniej nie artystyczną w rodzaju Asifa Kapadii.
Asifa Kapadię przywołałem nie bez powodu, nie tylko jako niezrównanego mistrza wynoszenia sportu do miana sztuki filmowej. A nie jest to sprawa prosta. Dzisiaj tworzenie filmów dokumentalnych traktowane jest jako jeden z elementów pracy dziennikarskiej, co stanowi głębokie nieporozumienie. Dokument jako taki wykracza poza dziennikarstwo i w żadnym wypadku nim nie jest, nie jest ani reportażem, ani wywiadem, ale opowieścią. Aby go stworzyć, trzeba mieć o czym opowiedzieć. W tym wypadku zakładamy, że Robert Lewandowski jest tak sławny i dobry w tym co robi, że wystarczy.
„Lewandowski – Nieznany” czyli Robert Lewandowski ma trudniej
Parafrazując słowa Anny Lewandowskiej, że „dziwnie to brzmi, bo jak Robert Lewandowski może mieć trudniej”, w wypadku najlepszego polskiego rzeczywiście jest trudniej. Nawet Kapadia nie zrobiłby tu filmu na miarę „Diego”, bowiem zwyczajnie nie ma odpowiedniego kontekstu. Kariera Roberta Lewandowskiego jest wspaniała, ale wystarcza jedynie na film typu „byłem chudzinką z małej miejscowości w Polsce, ale się zaparłem i stałem się wielkim graczem FC Barcelona”.
To świetny materiał dla dziennikarzy, znacznie gorszy dla filmowców.
Skoro o Kapadii mowa, zwróćmy uwagę na to, że on w swoich dokumentach relatywnie rzadko oddawał głos bohaterom. Nie dlatego, że robił filmy po ich śmierci, bo nie w tym rzecz – w wypadku chociażby „Diego” miał mnóstwo nagranego materiału z żyjącym Maradoną, ale sięgał po niego stosunkowo rzadko. Warto zadać sobie pytanie, dlaczego.
Film dokumentalny zrobiony o kimś w taki sposób, że siadamy z bohaterem i to on opowiada nam swoje życie, jest kursem mocno kolizyjnym. To sztampa, nawet jeśli ów bohater zdradzi nam sporo tego, co równie sztampowo w dziennikarstwie nazywane jest „smaczkami” (jedno z najbardziej wyświechtanych słów w tym zawodzie i zarazem ohydne określenie, bo wysuwa na piedestał to, co smakowite i krwiste, a nie prawdziwe). Jest to bowiem oddanie narracji w ręce jednej tylko osoby, która staje się twórcą i tworzywem. Zwróćmy uwagę, że w „Lewandowskim – Nieznanym” mamy do czynienia z wielością rozmówców i osób pojawiających się na ekranie, od matki piłkarza Iwony Lewandowskiej przez jego żonę Annę aż po Jürgena Kloppa, Thierry’ego Henry czy Xaviego Hernandeza. Sporo ich, ale nie zmieni to faktu, że wszyscy idą po tym jednym torze wytyczonym przez samego Roberta Lewandowskiego. Dopowiadają jego kwestie, nie tworzą nowej narracji.
Dzisiaj tak się tworzy wiele biografii. Sadza się głównego bohatera i niech on mówi, a już najlepiej pokaże coś „niepublikowanego”, „krwistego” czy „smaczki”. A ja nagram albo zanotuję. Wydaje się wtedy, że powstaje dzieło dokumentalne. Nie powstaje. To nadal rzeczywistość przetworzona.
„Lewandowski – Nieznany” czyli chłopiec bawiący się w ogrodzie
„Lewandowski – Nieznany” ma takie „niepublikowane kadry”. To dwa nagrania wideo, z Wigilii w 1996 roku oraz z letnich zabaw rodziny Lewandowskich w 1998 roku. No jest jeszcze zdaje się jedna przebitka z komunii bohatera. W zasadzie to jest zdaje się przyczyną filmu – pokazanie tych kilku kadrów. Dalej dostajemy opowieść, którą doskonale znamy – o chudziutkim chłopcu z Leszna spod Warszawy, który pokazał światu, że jeżeli jest z Polski, to jeszcze nie znaczy iż skazuje go to na piłkarską marność. W zasadzie „Lewandowskim – Nieznany” jest tutaj właśnie doskonale znany, tyle że pokazany z innego ujęcia kamery. Opowieść nie została jednak wzbogacona.
W „Lewandowskim – Nieznanym” dostrzec można film skierowany być może do widza zagranicznego (to chyba najbardziej), może inspirację dla młodych (no ale piłkarz jest nią na co dzień), może streszczenie jego biografii, ale żaden z naprawdę ciekawych wątków nie został to wybity jako kanwa opowieści. Najbliżej tego był pewnie wpływ braku ojca i tak wczesnej utraty kluczowej dla młodego piłkarza postaci na losy Roberta. Jeżeli mam być szczery, nie znajduję nic ciekawszego niż ta kwestia, ale ograna została ona niezmiernie skrótowo. Robert Lewandowski w poruszający sposób opowiedział o stracie, o ojcu, o jego braku, oczu mu załzawiły. Dodał, że musiał szybko dorosnąć i… tyle. Poszliśmy dalej. Wielka, wielka szkoda.
Można było skupić się na innych kwestiach, jak chociażby tym niezwykle intrygującym wątku, związanym z tym, że oto w zapuszczonej piłkarsko Polsce, na kompletnym nieurodzaju wyrasta ktoś taki. Jak to możliwe? No cóż, to już może temat na inny film.
Podobnie jak opowieść o Lewandowskim w kadrze narodowej czyli opowieść o Lewandowskim z reguły przegranym. Cenne są kadry pokazujące jego reakcję na klęskę z Senegalem w Moskwie na mundialu 2018, ale zupełnie nie załatwiają sprawy. Pozostawiają co najwyżej niedosyt, pragnienie by dowiedzieć się na ten temat więcej albo przynajmniej na tym zbudować narrację.
„Lewandowski – Nieznany” czyli materiał na dobra rozmowę
Jeżeli „Lewandowski – Nieznany” coś mi uświadomił, to jest nim refleksja nad karierą Roberta Lewandowskiego, która nie odbiega od normy, mimo jego geniuszu. Proszę się nie obrazić na to określenie, ale to typowa kariera zawodnika światowego formatu, bez zakrętów i zwrotów, które pozwoliłyby stworzyć film głębszy. Inaczej mówiąc, twórcy filmu „Lewandowski – Nieznany” wycisnęli z tej historii wszystko, co się dało.
Walorem filmu jest to, co stanowi paradoksalnie zarazem jego największą słabość – sam Robert. Bynajmniej nie kadry z wigilii, komunii i zabaw w ogrodzie. Robert Lewandowski rozumiany jako postać, która się odnosi do swego życia. Nie dostałem bowiem mocnego dokumentu, ale dostałem całkiem interesującą rozmowę z Lewandowskim, który opowiada zupełnie inaczej niż podczas wszelkich rozmówek pomeczowych, wywiadów w prasie czy podcastów. Jest refleksyjny, analizuje i wyciąga wnioski.
Tak, to naprawdę dobra rozmowa z piłkarzem. Nie film dokumentalny, ale świetna rozmowa okraszona wstawkami ze strony innych osób, które zmieniają nieco perspektywę.
„Lewandowski – Nieznany” czyli postać nietragiczna
Nie wykluczam, że dobry dokument sportowy to taki, który traktuje o postaciach tragicznych w antycznym greckim rozumieniu. Sport jako współczesna parafraza greckiej tragedii może takich właśnie bohaterów wymagać. Robert Lewandowski nikim takim nie jest – może i jego szczęście. Na bohatera filmu nadaje się dzisiaj dlatego, że jest sławny, znany i sporo osiągnął, a nie dlatego, że jest wielowarstwowy narracyjnie. W „Lewandowski – Nieznany” mamy zaledwie kilka migawek związanych z dramatycznymi wydarzeniami z jego życia, z których z nieznanych mi powodów uwypuklony został zwłaszcza ten związany z porażką Borussii Dortmund w finale Ligi Mistrzów, jakby ona stanowiła clue. Zaskakujące.
Doskonałym pomysłem okazuje się też Jürgen Klopp jako nowy, sportowy tata Roberta Lewandowskiego. O ich relacji dowiadujemy się o tyle, o ile, a to wątek, który aż prosi się o rozwinięcie. Klopp już z piłkarzem nie pracuje, ma znakomita perspektywę czasu i przemyśleń, może ją przekazać i robi to bardzo wprawnie oraz wiarygodnie, bo szczerze. Nie kadzi Lewandowskiemu, pokazuje go takim, jakiego znał, rozpoznał i zapamiętał. Ma to przemyślane i ułożone w głowie. Proszę go zestawić chociażby z kręcącym okrągłe, mdłe zdanka Xavim Hernandezem czy też opowiadającym głównie farmazony i złote myśli Thierry’m Henry.
To jest właśnie różnica między tworzeniem struktury filmu a wypowiedziami, które są tylko zaistnieniem na ekranie. „Lewandowski – Nieznany” jest pokłosiem tego, że dzisiaj bohaterem filmu czy książki staje się każdy, którego sława pozwala się takiemu dziełu wybić i ogrzać w jego blasku. A Robert Lewandowski z jego sławą i bezprecedensowa w dziejach polskiej piłki karierą jest kąskiem szczególnie atrakcyjnym. Jak byśmy to powiedzieli – jest „smaczkiem”. Pamiętamy dawny wyścig do napisania książki o nim, prawda? A film jest sztuką, która pozwala opowiedzieć o wszystkim i o każdym, ale pod warunkiem że powstanie opowieść, a nie jedynie zwierci
Moja ocena: 4/6
Film do obejrzenia na platformie Amazon Prime.
Radosław Nawrot