NAPISZ DO MNIE!
Kino

„Pod wulkanem” czyli żegnaj, święty spokoju

Wojna w kurorcie turystycznym. Wojna na plaży i przy basenie. Wojna na posiłkach all-in. Wojna między stolikami, spojrzeniami, między tym co spokojne, a tym co zagrożone. Ukraińska rodzina pod wulkanem na Teneryfie ponoć wypoczywa. W rzeczywistości próbuje odnaleźć się w rzeczywistości, w której odnaleźć się trudno. A bezpieczna perspektywa nie daje żadnego bezpieczeństwa.

„Pod wulkanem”
reżyseria: Damian Kocur

scenariusz: Damian Kocur, Marta Konarzewska
w rolach głównych: Roman Łucki, Anastazja Karpenko, Sofia Berezowska. Fedir Pugaczow


To polski kandydat do Oscara, co może wielu zaskoczyć, jako że na pozór Polski w zasadzie tu nie ma. Występuje jako rodzaj puenty, ziemi obiecanej, do której w zasadzie Ukraińcy nie chcą, ale muszą (od razu dodam, że rozumiem to ujęcie). Jest także perspektywą tej historii. To jednak film polski. To, że o Ukraińcach, z Ukraińcami i po ukraiński niewiele tu zmienia. To nasza próba zrozumienia, co dzieje się z głowami ludzi, na których spada taki kataklizm jak wojna. Wojna bez pokazania wojny. Próba ascetyczna, ale nadzwyczajnie udana.

„Pod wulkanem”

Ascetyczna, bo stanowi w zasadzie zapis w rodzaju pamiętnika z wakacji, które zakłócone zostają katastrofą. Wojna w Ukrainie, rosyjski atak na ojczyznę bohaterów nie jest tu wypowiedziany wprost. Zwróćmy uwagę, że ani razu nie padają żadne komunikaty, kategoryczne stwierdzenia czy cokolwiek co jest relacją z działań wojennych. To wojna bez pokazania wojny. Okrutna i straszna jest kwestią naszej wyobraźni, podsycanej przez lęki, zachowania i postawy. Nie tylko zresztą czworga bohaterów, których wieści o wojnie zastają na wakacjach na Teneryfie, ale także tych, z którymi się kontaktują telefonicznie.

To mocne, acz skromne opowieści o strachu, o niepewności, o niespodziewanej i niechcianej zmianie. O tym, czym jest bezpieczeństwo.

„Pod wulkanem” to historia przesycona tą niespodziewaną i niechcianą zmianą, która rujnuje wszystko, ale w tym konkretnym wypadku rujnuje poczucie bezpieczeństwa i coś, co nazwałbym spokojem ducha. Ten brak spokoju ducha jest tu porażający.

„Pod wulkanem” czyli nerwowa wędrówka po wulkanie

Ukraińska rodzina z dwójką dzieci przedłuża pobyt na Teneryfie, dostaje pokój od empatycznych Hiszpanów, może wciąż plażować i zwiedzać. Wypoczywać. „A co to za wypoczynek?” – pyta jednak zasadnie. Nad wszystkim unosi się bowiem ów brak spokoju ducha. Ta niewypowiedziana niestabilność, która nie znajduje nigdzie ujścia.

A znaleźć musi.

„Pod wulkanem”

Nasza rodzina nie rozmawia o wojnie, nie analizuje, nie robi żadnego rodzinnego zebrania. Próbuje uczynić coś, co jest absolutnie niemożliwe – żyć dalej tak jak żyła dotąd. Scena, w której organizują sobie wycieczkę wokół wulkanu jest tu znamienna. Ona aż kipi, a pozbawieni spokoju Ukraińcy zaczynają atakować sami siebie. Scena znamienna, bo pokazuje w krótki sposób dewastację, jaką czyni katastrofalna sytuacja w życiu. Jak wpływa na bliskich, na ich relacje, na dotychczasowe życie i jak wyciąga na wierzch nerwowość, demony i wzajemne oskarżenia. A przecież nie o wycieczkę i wulkan tu chodzi. Raczej o to, co dały czas w tych ludziach – nomen omen – drzemie, jak w wulkanie.

Ta scena i cały film przesycone są podobnym napięciem. Produktem ubocznym sytuacji, w której ludzie nagle się znajdują. Produktem niedocenianym, a ważnym.

„Pod wulkanem” czyli wojna w wymiarze niepokoju

Na wojnę patrzymy przez pryzmat śmierci, zniszczeń, cierpienia i łez rozumianych bardzo dosłownie. Tych z obrazów telewizyjnych, gdy wszystko wali się, płonie, krwawi. Tutaj wdziera się ona w życie ludzi znacznie subtelniej, przy czym w tym wypadku subtelniej znaczy podstępniej. Jest jak toksyczna chmura, którą trzeba oddychać i którą wdychać.

Unosi się, gdy bohaterowie spotykają przy windzie grupę Rosjan i wciskają przycisk, aby jakoś podświadomie ją ponaglić. Aby uniknąć konfrontacji, w której nie wiadomo jak się zachować. Nie wiedzą jedni, nie wiedzą drudzy – to dość niezwykłe zderzenie ludzi, którzy przed chwila razem kąpali się w morzu i jedli posiłki, pili wino i żartowali, a teraz zostają ogłoszeni wrogami.

To także pokazuje jak dalekosiężne skutki ma wojna i że dopada człowieka wszędzie, zarówno fizycznie (choćby na wakacjach), jak i metaforycznie (gdy wdziera się do jego głowy i wszystko układa w niej na nowo).

„Pod wulkanem”

Ta nerwowość, niepewność i niejasność co do przyszłości oraz własnych postaw przykrywa opowieść o ukraińskiej rodzinie niczym wulkaniczny pył, grzebiący dotychczasowy świat. Ukraińcy sami nie wiedzą, co powinni zrobić i co w rzeczywistości zrobią. Odniosłem wrażenie, że napięcie jest generowane nie tylko świadomością wojny w kraju i zawalenia się świata, który nie tak dawno opuścili samolotem jak gdyby nigdy nic, ale także świadomością nieuchronności zdarzeń. Tego, że mężczyzna stanie przed wyborem, którego nie chce dokonać. A rodzina nie chce słuchać, że go dokonał.

„Pod wulkanem” czyli bezpieczna perspektywa, polska perspektywa

Znamienne, że ten film zrobili Polacy. Odbieram, że niejako w ukraińskim zastępstwie, skoro tam jest to trudne właśnie z uwagi na wojnę. Widzę w tym jednak także rodzaj filmowej empatii, która nie powinna kończyć się na udostępnieniu mieszkania jako schronienia, darów czy innej pomocy. To także wołanie o zrozumienie, co dzieje się z ludźmi w takiej sytuacji i co im odebrano. Jak teraz działają ich głowy. Deficyt spokoju to deficyt bardzo poważny.

Znamienne, że grający w „Pod wulkanem” ukraińscy aktorzy występują to pod swoimi prawdziwymi imionami. Tak jakby chcieli utożsamić się z tym, co grają i opowiedzieć w ten sposób swoją własną historię. Z tego co słyszałem, takowe mają. Zresztą, kto w Ukrainie ich nie ma…

„Pod wulkanem”

W tym sensie to nawet nie jest gra. To przeżywanie, odtwarzanie, przeniesienie na ekran realnego życia. Tak realnego, że „Pod wulkanem” wsparte sposobem prowadzenia kamery (z ręki, bardzo mało rygorystycznie) wygląda niemal jak dokument. To ogromne emocje, które niczym magma nie mogą znaleźć wyjścia z wulkanu, ale w końcu się wydostają. Emocje podyktowane bezsilnością i perspektywą pozornie bezpiecznego miejsca, do którego jednak wojna dociera i uderza w głowę niezwykle mocno. W tym sensie to bardzo polski film, bo przecież my w Polsce taką bezpieczną perspektywę mamy i z tej perspektywy odczuwamy wywołującą ogromne emocje bezsilność. Pod tym względem dobrze komponuje się z resztą scena z fajerwerkami, z tego co wiem – improwizowana. To jednak w gruncie rzeczy nie jest improwizacja, ale styczność z tym, co prawdziwe.

Zapewne o to chodzi. Kino nie zawsze kreuje fikcję. Czasem to prawda kreuje kino.

Radosław Nawrot

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Privacy Settings
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy
Youtube
Consent to display content from - Youtube
Vimeo
Consent to display content from - Vimeo
Google Maps
Consent to display content from - Google
Spotify
Consent to display content from - Spotify
Sound Cloud
Consent to display content from - Sound