W dawnych „Psach” pada jedno zdanie, które może nie wszyscy wychwycili. „Taka sama prawda jak to, że Franc ponoć strzelał do papieża”. Mam wrażenie, że na bazie tego jednego zdania Władysław Pasikowski zbudował fabułę swego najnowszego filmu. Tyle tylko, że Bogusław Linda nie mógł już zagrać Franciszka Maurera.
To są wyzwania, którym sprostanie interesuje mnie szczególnie. Nie filmy z technologicznym rozmachem, potężne i obszerne, ale właśnie ascetyczne. Zastanówmy się bowiem – przecież teoretycznie przeniesienie na ekran „Wielkiego marszu” nie miało prawa się udać. Oni jedynie idą, setki kilometrów. Idą i dyskutują. To znaczy, przepraszam, jeszcze giną. Są zabijani, jeśli ktoś dostanie trzy ostrzeżenia za zatrzymywanie się.
Cokolwiek bym nie napisał o „Nagiej broni”, to i tak nie przebiję faktu, że film ten doprowadził się do zejścia się Liama Neesona i Pameli Anderson. I to naprawdę nie wygląda na związek typu socialmediowego, ale coś znacznie sensowniejszego. Czym przebić tak wspaniałą wiadomość? Chyba tym, że twórcy nowej „Nagiej broni” dokonali czegoś, co jest niemożliwe. Ten film jest zaskakująco zabawny i godnie następuje po legendarnej serii.
To jest jedna z najpotężniejszych substancji występujących we wszechświecie. Ma silne właściwości magnetyczne i odurzające, wręcz narkotyczne. Kto raz zażyje, ten będzie zadowolony i szczęśliwy. Juliusz Machulski doskonale wie jak działa sentyment.
Spójrzmy prawdzie w oczy – niewiele można uszyć z czerwonej peleryny. Niewiele dodać do prastarej, bez mała stuletniej historii o facecie, który potrafi wszystko… prawie wszystko i jest niezniszczalny, a jednak żyje w ukryciu i nie stara się podbić świata. Większość historii o Supermanie to siłą rzeczy szycie. Jednakże tak znana i jednolita opowieść to także okazja, by opowiedzieć o czymś bieżącym w sposób uniwersalny. Ideał kulturowego kodu. I tak jest w tym wypadku.
Kiedy dr Loomis (w tej roli Jonathan Bailey) mówi, że „robił doktorat u dr Granta”, a w tej części historii o wskrzeszonych dinozaurach pojawiają się sformułowania, że „od powstania Parku Jurajskiego minęły 32 lata”, coś do mnie dotarło. Przez 150 lat dinozaury bez problemu dorzucały do pieca ludzkiego zainteresowania i podniecały wyobraźnię. Teraz 32 lata wystarczyły, by człowiek się nudził.
Reklamy tego filmu krzyczą jak fajerwerki Abu Dhabi. Strzelają światłem, zwisają z budynków, wszystko musi być wielkie, z rozmachem i głośne. Ryczące setkami koni mechanicznych i milionami dolarów. O historię mniejsza. Kino jest jedną z ostatnich ostoi świata bez taniego poklasku, świata bez instagramerskiego tokowania, ale do czasu. „F1” pokazuje już, że dzieła, w których nie ma za grosz historii, też zarobią.
Kiedy od czasów George’a Romero minęło prawie pól wieku, wszystko o zombie zostało już powiedziane i pokazane i każdy kolejny film jedynie raz jeszcze wstawał z grobu, wjechał na to wszystko Danny Boyle ze swoim „28 dni później”. Ożywczym (nomen omen), ciekawym, innym, mocno brytyjskim, wspaniałym po prostu. Jednym z najlepszych postapokaliptycznych filmów w dziejach. Od tamtej pory minęły 23 lata, czyli „28 lat później”…
Wiem, że ludzie kochają historię z „Jak wytresować smoka”. Uwielbiają tę opowieść, jej humor i lekkość, muzykę Johna Powella (hm…), ale twierdzę, że sedno sukcesu tego filmu tkwi w pracy grafików. Stworzyć smoki zarazem straszne, jak i rozczulające, tak dobrze wpisujące się w relację z ludźmi, to stworzyć pełnoprawnych bohaterów uderzających w emocje widza. I aktorska wersja „Jak wytresować smoka” tego nie zmienia.
Kino Radosława Piwowarskiego ceniłem zawsze, wbrew krytykom, którzy mówili, że nadmiernie ckliwe i smutne, bardzo smutne. Smutne, bo prawdziwe. Smutne, bo zanurzone w życiu. To było kino dobierające się do tkanek, do gnatów. Moja radość, że Radosław Piwowarski ze swym kinem wrócił była więc ogromna. Rozczarowanie jeszcze większe.
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy