NAPISZ DO MNIE!
Kino

„Jak wytresować smoka” czyli dopóki nie poznam, nie uprzedzę się

Wiem, że ludzie kochają historię z „Jak wytresować smoka”. Uwielbiają tę opowieść, jej humor i lekkość, muzykę Johna Powella (hm…), ale twierdzę, że sedno sukcesu tego filmu tkwi w pracy grafików. Stworzyć smoki zarazem straszne, jak i rozczulające, tak dobrze wpisujące się w relację z ludźmi, to stworzyć pełnoprawnych bohaterów uderzających w emocje widza. I aktorska wersja „Jak wytresować smoka” tego nie zmienia.

„Jak wytresować smoka”

reżyseria: Dean DeBlois
scenariusz: Dean DeBlois
w rolach głównych: Mason Thames, Gerard Butler, Nico Parker, Gabriel Howell, Julian Dennison, Bronwyn James, Harry Trevaldwyn, Murray McArthur


Pójście na ten film wiązało się u mnie z pewnym oporem. To przecież już było, tyle że 15 lat temu i w wersji animowanej. No ale skoro Disney robi aktorskie wersje swoich dzieł i się na nie chodzi… A może chodziło? Bo przecież o ile „Księga dżungli” była wartością dodaną, to cała reszta disneyowskich przeróbek aktorskich jest zjadaniem tego samego raz jeszcze. „Jak wytresować smoka” też jest niemal kopią wersji rysunkowej, jednakże tutaj sytuacja jest nieco inna.

„Jak wytresować smoka”

W sporej mierze z powodu smoków. To one są tutaj rozwidlonym języczkiem u wagi. One są osią i niemymi bohaterami, może najważniejszymi w filmie. To smoki stanowią ogromny wysiłek grafików dzieła sprzed 15 lat, wysiłek spełniony i zasługujący na nagrodę jaką jest zachwyt nad „Jak wytresować smoka” – jedną z najbardziej udanych i ciekawych kreskówek ostatnich lat.

Weźmy samego Szczerbatka – głównego gadziego bohatera (nazwanego tak, bo zęby ma chowane, bynajmniej nie do szklanki). To smok należący do gatunku Nocnych Furii, uchodzących za najbardziej przerażające. A uchodzących za takie, bo nikt ich nie widział.

„Jak wytresować smoka” czyli kto za kogo uchodzi

To jest niewątpliwie trzon opowieści zawartej w „Jak wytresować smoka”. Przeraża nas to, czego nie widzieliśmy i nie znamy. Poznać znaczy nie tylko przestać się obawiać, ale znaczy też zmienić swoje nastawienie. Poznać to znaczy zmienić wszystko co przed poznaniem.

W tym sensie „Jak wytresować smoka” to opowieść uniwersalna o przełamywaniu podobnych uprzedzeń. Nie tylko zresztą o tym, bo znajdziemy tu wątków co niemiara. Jest przecież o rodzicielstwie, głównie o ojcostwie i relacji ojciec – syn opartej na „chcę być z ciebie dumny” i „chcę abyś był ze mnie dumny”. Relacji napiętej jak struna i związanej z bezustannym rozczarowaniem, przez co trawiącej wielu ojców i wielu synów niczym rak. Bo taka więź jest szalenie toksyczna. I tu wkracza ze swymi turzymi rogami (wiemy, że Wikingowie nie nosili takich hełmów, ale mniejsza) Gerard Butler, który ojcem jest może i oddanym, ale syna swego niemal nie widzi i niemal nie słucha, a na pewno nie rozumie. To zresztą całkiem udany powrót Gerarda Butlera, który gra tak charakterystycznie, że każdy rozpozna go mimo brody i rogów.

„Jak wytresować smoka”

Jest też sporo o istotnej roli ludzi z drugiego szeregu, uznawanych za przegrywów, a jednak tak istotnych. Znajdzie się w nowym filmie szczypta mitomanii (chociaż mitoman powiedziałby, że to nie szczypta), wreszcie jest kojący kult rozumu i nauki oraz jego bezdyskusyjna wyższość nad toporem, agresją i mięśniami. To przecież Czkawka jest tym, który znajduje sposób na smoki, ale nie w walce. Sposób empiryczny i naukowy, z ołówkiem oraz cyrklem w ręku. Jest projektantem, jest naukowcem.

„Jak wytresować smoka” w nowej aktorskiej wersji to także film postępowy. Do osady Wikingów walczących z armią smoków przybywają wszak inne narody i rasy – z Azji, Afryki, skąd się da, tak aby ani film, ani walka z gadem nie zasadzała się na podziałach narodowościowych, rasowych czy geograficznych. Podobnie jak i kolejka do kas biletowych nie może się na nich zasadzać.

„Jak wytresować smoka” czyli przepięknie paskudne gadziny

To wszystko w filmie znajdziemy, ale – w mojej opinii – nie jest najważniejsze. Owszem, „Jak wytresować smoka” jest pod względem fabularnym dość dopracowane, co jest o tyle łatwe, że to film prosty. Trudno tu coś schrzanić, więc nie można się przyczepić. Cenię jednak, że dzieło nie gubi żadnego wątku, postaci, że wszystkim daje zabłysnąć. Myślę jednak, że kluczem do sukcesu jest tu szkic postaci, w tym postaci smoczych.

„Jak wytresować smoka”

Wróćmy do Szczerbatka, który stanowi wizję smoka oryginalnego i niespotykanego dotąd. Jest groźno-miły, stanowi połączenie psa, kota, nietoperza, staje się unikalnym zwierzęciem domowym. Przyjacielem jak ze schroniska, ale i towarzyszem doli. Takim co do ochroni, ale i sam wymaga ochrony. Smoczym burkiem i mruczkiem, na dodatek o odpowiednio groźnej, ale i przesympatycznej aparycji. Narysować go w ten sposób to spora sztuka, bo Szczerbatek stał się w pewnym sensie kanonem animacji.

Zresztą inne smoki również. A to sprawia, że trudno byłoby teraz w wersji aktorskiej wymyślać coś nowego. Wszystko można w niej pozmieniać, dobrać aktorów, wbić Gerarda Butlera w brodę gęstą jak ptasie gniazdo, ale nie sposób zmienić smoków.

Dlatego twórcy filmu ich nie zmienili. Film w nowej wersji pozostał pod tym względem stary. Niemal identyczny w gadzim ujęciu jak kreskówka. Nikt tu nie ważył się palcem ruszyć, by niczego nie spieprzyć. I słusznie.

„Jak wytresować smoka”

„Jak wytresować smoka” czyli z szacunkiem wobec przyrody

Aktorska wersja „Jak wytresować smoka” zachowała dzięki temu udany format, z wychowawczym i w sumie ważnym przesłaniem, szczyptą humoru rozładowującym nadęte tło (Wikingowie świetnie tu pasują) i wreszcie tym odpowiadającym naszym czasom stosunkiem do przyrody. Oswajanie dzikiego zwierzęcia jest tu pewną metaforą przyjaźni czy też relacji, której nie da się znaleźć gdzie indziej, w najbliższym otoczeniu. Relacji prawdziwej, takiej do kości. Jest ona jednak także istotną dla mnie metaforą stosunku do przyrody pełnego stosunku i absolutnie kluczowego „dopóki nie poznam, nie uprzedzę się”. Stosunku opartego na zrozumieniu, otwartości i zdobywanej stopniowo wiedzy, dzięki czemu udaje się odkryć zupełnie nowa warstwy i płaszczyzny warunkujące wzajemne zachowania.

„Jak wytresować smoka”

To jest bardzo dobre i czyni z „Jak wytresować smoka” małą perełeczkę. A szlifu dodają jej smoki narysowane w sposób dla mnie wspaniały, bo wydobywające piękno z pobieżnego paskudztwa. Odkrywające czar tam, gdzie początkowo widzimy brzydotę, zło i uprzedzenia.

„Jak wytresować smoka” w wersji aktorskiej nie jest 1:1 kopią rysunkowego filmu, ale odpowiada mu w przytłaczającej większości. Nie szkodzi jednak, smoki się nie starzeją. Od setek lat stanowią metaforę tego, co wydaje nam się straszne i zarazem tego, co straszne może się okazać, jeżeli sami do takiej sytuacji doprowadzimy. Zwróćmy uwagę, że smoki przeistaczają się w bestie, gdy zostaną do tego zmuszone, co jest nauką nader cenną. Nie doprowadzaj świata wokół do ostateczności, nie pchaj świata przyrody w przepaść, znad krawędzi której będzie musiał się bronić agresją. Jeżeli to nie jest postępowe, to co w obecnych czasach jest?

Radosław Nawrot

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Privacy Settings
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy
Youtube
Consent to display content from - Youtube
Vimeo
Consent to display content from - Vimeo
Google Maps
Consent to display content from - Google
Spotify
Consent to display content from - Spotify
Sound Cloud
Consent to display content from - Sound