„Nie patrz w górę” w tym filmie znaczy mniej więcej: żyj tak, jak teraz żyjemy. Abstrahuj. Ten film to mocno przerysowana satyra na współczesność. Tak mocno, że w zasadzie śmiech przestaje być zasadny.
„Nie patrz w górę” (Don’t Look Up)
reżyseria: Adam McKay
scenariusz: Adam McKay
w rolach głównych: Leonardo DiCaprio, Jennifer Lawrence, Meryl Streep, Cate Blanchett, Jonah Hill, Rob Morgan
W ostatnich scenach filmu zaczynają wirować wokół skrawki naszego świata – telefon komórkowy, samochody, łopata, pizza. Mnóstwo tych przedmiotów, o których Jonah Hill mówi, że szkoda by mu ich było w wypadku zagłady. Przecież tyle osiągnęliśmy, prawda?
Trudno nie widzieć w „Nie patrz w górę” satyry i odniesień do bieżącej rzeczywistości, tej związanej z pandemią i szczepieniem się, czy też zmianami klimatycznymi i niszczeniem przyrody. To się dzieje, a tak wielu ludzi ma to gdzieś. Bo słyszeli, czytali, więc wątpią. Bo eksperyment medyczny, śnieg nadal pada i mróz ścina, a ciotka czy szwagier mówili. Takich sytuacji wokół jest mnóstwo, więc może faktycznie aż się prosi o to, by wyjść i krzyknąć jak Leonardo DiCaprio:
– Ludzie, do k… nędzy! Wszyscy zginiemy!
I przerwać chocholi taniec uderzeniem w stół czy też pulpit telewizyjnego studia, by uświadomić nieuświadomionym, że to nie są żarty. Mało jednak realne jest, aby ten cel udało się osiągnąć. Groch musi trafiać o ścianę, tak jak trafiał od lat. Zawsze wtedy, gdy zawodzi edukacja.
„Nie patrz w górę” czyli no tacy właśnie jesteśmy
Dzisiejsze czasy nie różnią się przecież aż tak bardzo od tych minionych. Nadal każdy ma swoją wizję świata, mieszankę skrawków wiedzy wypełnionych domysłami, gdyż ludzki umysł nie znosi pustki i tego, że nie wie. Ludzie mają „swoich naukowców”, „swoje źródła” i „linki, które ci zaraz wyślę, a mówią w nich poważni ludzie”. Dinozaury żyły kilka tysięcy lat temu, ludzie – od miliardów lat, po szczepieniu wyrastają dodatkowe kończyny i wciąż wolność oznacza zarazem prawo do ignorancji, a nawet głupoty.
Kult ignorancji jest jednym z najważniejszych we współczesnym świecie. Coraz większe połacie nauki i wiedzy stają się głupotami o żabach, którymi ktoś na siłę próbuje zainteresować innych, przeszkadzając w oglądaniu seriali, scrollowaniu neta i nierobieniu z sobą niczego. Mniej wiesz, więc jesteś mniej przemądrzały, a to cenne w towarzystwie.
„Nie patrz w górę” to opowieść jednak nie tylko o kulcie ignorancji, ale i kulcie arogancji. Takiej arogancji wobec świata, która pozwala abstrahować. O przetwarzaniu wszystkiego, co do nas dociera w papkę. Bo widać wyraźnie, że dzisiaj żywimy się właśnie papką, w której nie da się już odróżnić od siebie składników.
„Nie patrz w górę” czyli kometa to temat czy nie?
Oto do Ziemi zbliża się śmiercionośna kometa. Jej odkrycie nie budzi jednak przerażenia i mobilizacji jak w „Armageddonie” czy „Dniu zagłady”, nie przewartościowuje życia ludzi i nie doprowadza do moralnego odrodzenia się planety. Jej wpływ na ludzkość jest taki, jaki wpływ ma każda kapitalna sensacja – staje się ona przedmiotem obróbki. Media, social media, celebryci i instagramerki, całe to paliwo deformacji opinii publicznej dostają coś, czego się nie spodziewali – temat.
Meryl Streep w roli prezydentki USA jest stylizowana na Donalda Trumpa i wszystkich podobnych mu osób, które nie tylko się wybiera, ale potem uparcie tego kroku broni. Jest liderką wszystkich gamoni świata, uosobieniem systemów władzy, które odbierają człowiekowi nadzieję na jakikolwiek sens ludzkości. Telewizyjny program podaje informacje o komecie na pewnym, rozumiecie Państwo, luzie, gdyż taki jest styl audycji. O komecie i zagładzie śpiewa się piosenki, robi memy i tworzy sceptyczne fronty, które „nie wierzą”, tak jakby nauka była kwestią wiary. Przeładowanie informacjami o niej rodzi modyfikacje i mutacje informacyjne, aż do zupełnie pokracznych. Ot, zagłada staje się elementem życia podlegającego oswojeniu i transformacji na bieżące potrzeby.
Czy to naprawdę aż tak bardzo różni się od czasów, w których żyjemy? Przecież na co dzień idziemy pod rękę z zagładą, ona jest bywalczynią ognisk domowych, przyjaciółką i znajomą. Już dawno nikt nie robi wielkich oczu na to, gdy stanie w progu. Pani Zagłada zadomowiła się w głowach tak jak każda niewinna sensacyjka tego świata. Trudno więc, aby w tych okolicznościach przeszkadzała w obiedzie, rozpaleniu ogniska z opon, zamykaniu hut, sylwestrze marzeń czy czymkolwiek tak niezbędnie zbędnym do życia.
„Nie patrz w górę” czyli w którą stronę patrzą wszyscy
To satyra potężna i celna, której ewidentnym celem jest nie śmiech (chociaż takowy wzbudza), ale wystrzelanie widza po twarzy. Z czego się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie?
Skoro jednak nie działają naukowe wywody, dokumenty rozkładające ludzką głupotę i bezmyślność na czynniki, to może zadziała satyra? Wszak niejeden reżim na świecie i niejeden światowy idiota padł pod jej ostrzem. Mam jednak wrażenie, że nie tym razem.
Chociaż „Nie patrz w górę” jest teraz najpopularniejszym filmem na Netflixie, co zresztą chyba przyczyniło się do zniknięcia go z afisza w wielu kinach, chociaż ma znakomitą obsadę i walki po oczach i uszach w stylu, do jakiego przywykliśmy w wypadku Adama McKaya, to jednak wielkiego wrażenia chyba nie zrobi. Rozglądam się bowiem, czytam rozliczne opinie o tym filmie, bo tak wiele osób je ma i stwierdzam, że z „Nie patrz w górę” jest jak z zagładą. Jest przerysowana.
Przerysowane, przegięte, mało wiarygodne – piszą ludzie, bo dzisiaj rozmowa o zagładzie musi mieć styl i trzymać się pewnych ram. Nie można z nią przesadzać, przerysowywać się, zagalopować. Zagłada jest częścią naszego codziennego życia, budzimy się przy niej i zasypiamy, więc staje się też stylowym elementem sztuki. O zagładzie rozmawia się w kontekście tego, jak jest przedstawiana i pokazana, jak się ją maluje. To ważne, bo także w kwestii zagłady ludzie mają smak i gust.
„Nie patrz w górę” czyli sarkazm tak wielki, że znika
Adam McKay nakręcił „Nie patrz w górę” trochę jak „Big Short”, czyli w formie nieco publicystycznej, z ekspozycją tańca nad własnym grobem jako elementu dominującego. Tu jest podobnie jak w opowieści o kryzysie 2008 roku – nieświadomość zostaje szybko wyparta przez arogancję i cynizm, a on wynika wprost z niedouczenia. Nauka ma bowiem to do siebie, że jest świetnym antidotum na egoizm. Pozwala zrozumieć, że nie jesteśmy pępkiem świata, żaden z nas.
„Nie patrz w górę” trzyma więc formę „Big Short”, ale zarazem skręca ku „Gwiazdom telewizji”. Jest przypowieścią o świecie na ekranie telewizora, z sarkazmem tak wielkim, że aż trudno chwilami odróżnić go od czystej komedii. Film jest przerysowany tak, jak zagłada?
A jakiż, do diabła, miałby być inny?! Przecież mówimy kompletnie różnymi językami.
Moja ocena: 4/6
Radosław Nawrot
1 Comment