NAPISZ DO MNIE!
Kino

„Spider-man. Bez drogi do domu” czyli starannie utkana pajęczyna

Kolejna część przygód Spider-mana… powiedzmy, że kolejna… to dowód na to, że świat człowieka-pająka najlepiej radzi sobie z kontynuacjami. Najciekawiej i z największym dystansem, przez co Peter Parker staje się raz jeszcze bohaterem z ulicy, z sąsiedztwa. I wielkim łącznikiem popkulturowych światów.

„Spider-man. Bez drogi do domu” (Spider-man: No Way Home)

reżyseria: Jon Watts
scenariusz: Chris McKenna, Erik Sommers
w rolach głównych: Tom Holland, Zendaya, Benedict Cumberbatch, Jacob Batalon, Andree Garfield, Tobey Maguire, Jamie Foxx, Jon Favreau, Marisa Tomei


Połączyć ze sobą różne światy komiksowe – to zadanie, które realizują przecież Avengers czy Kapitan Ameryka z całą swą menażerią. „Spider-man. Bez drogi do domu” to jednak opowieść podążająca w głąb. Łącząca nie tylko światy różne, ale i równoległe.

„Spider-man. Bez drogi do domu”

Gdy pomyśleć, jak skonstruowana jest fabuła tego „Spider-mana”, aż trudno uwierzyć, że da się taką opowieść utkać. Pajęczyna łapie bowiem w swe lepie sieci wiele wątków, wiele światów i bohaterów oraz wiele różnych pokoleń ludzi, którzy śledzą przygody Spider-mana.

A śledzą je od dawna. Tobey Maguire u Sama Raimiego strzelał nićmi z przegubów jeszcze w 2002 roku, Andrew Garfield jako bodaj największy płaczek wśród pająków dołączył w 2012 roku, a teraz przyszła pora na Toma Hollanda – pająka z sąsiedztwa, ze szkoły, z ulicy.

Spiderman. Bez drogi do domu” czyli wszyscy wiedzą, kim jest Peter Parker

Ja wiem, że „Bez drogi do domu” to historia sięgająca głęboko w pajęcze uniwersum i czerpiące garściami z niego i jego wpływu na popkulturę, na cale pokolenia, a jednak dla mnie najciekawszy moment tego filmu to ten, którego szybko trzeba się pozbyć. Moment odarcia z prywatności. Chwila, gdy opada maska.

Zastajemy oto Spider-mana w chwili, gdy wszyscy dowiadują się, kim jest. Wyjście z podziemia, z pajęczej norki staje się faktem. I ten fakt staje się nie do zniesienia.

„Spider-man. Bez drogi do domu”

To chwila, w której Spider-man staje się najbardziej współczesny i najbardziej ludzki. Gapią się, mówią, oceniają, parafrazują – większy styk komiksowej rzeczywistości z tą wokół nas widziałem chyba tylko na początku „Hancocka”. Alternatywny świat staje się mocno prawdziwym, a skutki tego są trudne do zniesienia.

Czy nie tak wygląda jednak świat współczesnym, gdzie nikt nie jest prorokiem we własnej pajęczynie, a zainteresowanie pączkuje i ewoluuje do zadziwiających kształtów i rozmiarów. Spider-man staje się człowiekiem, który najdobitniej i na własnych plecach przekonuje się, dlaczego warto nosić maskę w życiu.

To jednak punkt wyjścia, który podlega zmianie. Peter Parker chce tego, co jest niemożliwe – cofnięcia nieuchronnego. „Spider-man” staje się historią o beztroskiej niepamięci, która pozwala zaczynać wszystko od nowa. No ale nie bez konsekwencji.

„Spiderman. Bez drogi do domu czyli powróćmy jak za dawnych lat

Niepamięć pozwala bez wyrzutów sumienia sięgnąć po kolejny kawałek tortu i bez skrępowania stworzyć kolejny film o bohaterze, o którym nakręcono już bodaj wszystko. „Spider-man. Bez drogi do domu” nie ma zamiaru dodawać do uniwersum nowych korytarzy, wpuszczać na plac boju nowych antagonistów, dobudowywać czegoś do życiorysu człowieka-pająka czy też zamachnąć się na to, co już znamy, by stworzyć wersje alternatywną. Ten film wychodzi z założenia, że istnieje nie tylko alternatywna wersja świata, ale – w wydaniu kinowym – alternatywne wersje alternatywnych wersji.

„Spider-man. Bez drogi do domu”

Wszystko już było – dochodzi do słusznego wniosku Jon Watts – ale to nie szkodzi. To, że wszystko już było nie znaczy jeszcze, że nie możemy do tego wrócić.

„Spider-man. Bez drogi do domu” wskazuje, jak wiele czasu minęło od powstania Spider-mana, od jego zaistnienia na ekranie, nawet od 2002 roku i Tobey Maguire’a czy 2012 roku i Andrew Garfielda. Mamy nową dekadę, nowe rozdanie i nowe spojrzenie. Ten film jednak nie jest nowum, to raczej pewnego rodzaju hołd oddany wszystkiemu, co dotąd wokół Spider-mana i jego wrogów oraz przyjaciół zbudowano.

Spiderman. Bez drogi do domu czyli kto pamięta Zielonego Goblina?

Niezwykłą siłą tego „Spider-mana” jest pokazanie pewnego galopu, przez który film z Tobey Maguire’m z 2002 roku obrasta już pajęczynami w stylu retro. Jak wiele zmieniło się przez 20 lat, dokąd doszliśmy i co się wydarzyło w popkulturowym ujęciu komiksowych opowieści. Jak facet z mackami czy Zielony Goblin mogą stać się filmowym wykopaliskiem.

„Spider-man. Bez drogi do domu”

„Bez drogi do domu” jest zerknięciem za siebie, ale przede wszystkim połączeniem tego, co niepołączalne – światów równoległych, postaci niezestawialnych i takich, które się nigdy nie spotkały. Żyjemy jednak w epoce Avengers, która łączy i zestawia. Żyjemy w epoce meta filmów z kosmopolitycznymi światami. To epoka uniwersum.

Tom Holland w roli Spider-mana i Petera Parkera trochę przypomniał mi tu Ebenezera Scrooge’a z popularnej w czasie świątecznym „Opowieści wigilijnej”. Też przygląda się sam sobie i podróżuje po światach „co było”, „co byłoby, gdyby”, „co mogłoby być”. Zresztą w wypadku „Bez drogi do domu” mamy do czynienia ze spider-manizmem refeleksyjnym, niemal kozetkowym, prowadzącym do poszukiwania wspólnego mianownika. A jednocześnie pokazującym całe bogactwo zbudowane wokół jednej zaledwie tylko postaci, którą podczas szkolnej wycieczki ukąsił pająk. Ten film to kult wyobraźni i niepamięci w rozumieniu tolerancji i otwartości na inne rozwiązania.

Spiderman. Bez drogi do domu czyli partnerka Spider-mana zamiast dziewczyny

Cenne w „bez drogi do domu” jest wprowadzenie postaci, które Spider-manom towarzyszą. Klasa dla siebie jest Dr Strange, pojawiający się jak deux ex machina, by dać bohaterom pole do popisu. Scena z lustrzanym światem z jego udziałem to prawdziwy majstersztyk.

„Spider-man. Bez drogi do domu”

Wśród dziewczyn Spider-mana mieliśmy gamoniowatą Kirsten Dunst, przebojową i nieco tragiczną Emmę Stone, wreszcie mamy całkiem zaradną Zendayę, która z obiektu westchnień staje się realną partnerką Petera Parkera o spore sile sprawczej. To nie jest dziewczyna Spider-mana, którą trzeba bezustannie ratować i podciągać na sieciach, by nie zginęła. Ona jest bohaterką z krwi i kości.

To wszystko sprawia, że mimo gigantycznego nagromadzenia wątków, widz w tym „Spider-manie” się nie gubi. Co więcej, bez trudu wyławia z pajęczyny coraz tłustsze i ciekawsze muchy, które raz za razem w nią wpadają. W świecie Avengers, w wielkim popkulturowym uniwersum jesteśmy przecież wszyscy do sieci podłączeni.

Moja ocena: 4+/6

Radosław Nawrot

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Privacy Settings
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy
Youtube
Consent to display content from - Youtube
Vimeo
Consent to display content from - Vimeo
Google Maps
Consent to display content from - Google
Spotify
Consent to display content from - Spotify
Sound Cloud
Consent to display content from - Sound