To dzięki Kalinie Jędrusik na teleturniejowe pytanie o to, czy samum był wiatrem gorącym, czy też chłodnym, odpowiadam bez wahania. Seks-bomba z ekranu, autorka najodważniejszej sceny erotycznej w dziejach polskiego kina nie powróciła w filmie „Bo we mnie jest seks”. Za to powróciło nasze wyobrażenie o niej.
Prowincja to zwierciadło. W nim odbija się prawdziwie wszystko to, co zniekształcają wielkie miasta. Aby w pełni pokazać jakiekolwiek zjawisko, dobrze jest spojrzeć na wieś. Przy czym nie ośmieszyć jej, nie wydrwić i nie zlekceważyć, co we „Wszystkich naszych strachach” się udało. Najlepszy polski film 2021 roku dostał tę nagrodę słusznie, bo to historia o społeczności. O życiu mimo podziałów.
Przebodźcowanie to jedna z najpowszechniejszych dzisiaj dolegliwości wielu ludzi. Nie wiedziałem, że dotyczyć może ona także kina i komiksowych dzieł Marvela. W czasach, gdy sztuką jest ograniczać napływ dostępnych bodźców i wrażeń, z bólem serca stwierdzam, że to kandydat idealny do takiej decyzji.
Czuję się zobowiązany, by przeprosić Kristen Stewart za to, że uważałem ją za beztalencie. Długo wiele na to wskazywało, aż do filmu „Sils Maria” z 2014 roku. Wtedy okazało się, że wystarczy ją dobrze obsadzić, by pokazała talent. „Spencer” to jej popisowa rola.
„Diuna” to jest świat złożony, odmienny, niezwykle trudny do przełożenia na język filmowy. Skoro jednak udało się z „Władcą Pierścieni”, to dlaczego nie z nią? Rozmach dzieła Denisa Villeneuve jest imponujący, a przez rafy uczynienia z tego filmu niezrozumiałej komplikacji przeszedł on z wprawą znakomitego sternika.
Gdy się ogląda „Ostatni pojedynek”, można mieć wrażenie, że to istotnie film o średniowieczu i XIV-wiecznej Francji. Kiedy Jodie Comer pyta: „Skąd w ogóle pomysł, że gwałt może być przyjemny”, jasne staje się, że to jednak rzecz o współczesności.
Tu w zasadzie każdy wyszedł poza schemat, bo i Weronika Książkiewicz w mocnej, wreszcie nie komediowej roli, i Wojciech Zieliński, i Szymon Bobrowski, i Sebastian Stankiewicz. To jednak, co zrobił Mateusz Damięcki przechodzi wszelkie pojęcie.
Przekaz „Venoma” jest dla mnie dość jasny: coś się musi stać, by zostać bohaterem. Coś, co pokaże życie z innej perspektywy. Nawet, gdy się jest tchórzem, bo cały świat na tchórzu stoi. Bo każdy ma swoją żabę, co przed nim ucieka. I swojego zająca, którego się boi. Wystarczy impuls.
Po masakrze Srebrenicy w lipcu 1995 roku pozostało przekonanie, że nikomu i niczemu nie można ufać. Także w nienaruszalność i gwarancje swego bezpieczeństwa i to, że ktoś je zapewni. Granice to fikcja, protekcja to fikcja, gwarancje to fikcja. A „Aida” to kino poruszające, które nie tylko rekonstruuje wydarzenia, ale zostawia widza w poczuciu bezradności.
Poprawiny u Wojciecha Smarzowskiego nie są już klasycznym filmem. Nie są jednak także nieuporządkowanym pokazem slajdów jak „Drogówka”. To kredo i wyraz jego lęków, że historia wciąż się powtarza. A pytanie o to, czy rzezie czy Holocaust mogą się powtórzyć, można i należy stawiać także dzisiaj.
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy