Tom Hanks bodaj pierwszy raz zagrał w westernie. Tylko jednak po to, aby opowiedzieć nam (a dosłownie odczytać z gazet) historię współczesnych Stanów Zjednoczonych. Jak to u Paula Greengrassa. Jak to w westernie
Pierwsza reakcja na opis tego filmu jest często standardowa – to lekceważenie. „Opowieść o relacji między człowiekiem a ośmiornicą” powoduje chichot, zdziwienie, skojarzenia z talerzem. Dajcie jednak sobie szansę wysłuchać tej historii, niezwykłej podwodnej parafrazy „Małego Księcia”. Zrozumienie jej to brama do królestwa przyrody, a może zaryzykowałbym nawet mocniejsze słowo…
A może to jednak dobry pomysł, aby niektóre filmy przenieść z kina na ekran? Przecież taka reżyserska wersja „Liga sprawiedliwości”, jaką stworzył Zack Snyder, mogłaby nigdy nie powstać, gdyby miała spełniać jedynie wyzwania kinowe. Cztery godziny w sali kinowej bez wciśnięcia spacji i pauzy?!…
Tym życzeniem było bowiem, aby po naprawdę świetnej, zabawnej, odświeżającej „Wonder Woman” z 2017 roku doczekać się kontynuacji tej opowieści. Ale nie takiej, o rany! I nie w takich okolicznościach. Proszę, cofam to życzenie…
No dobrze, trudno – trzeba być ze sobą szczerym. Kręcą mnie takie historie. Kręcił mnie „Projekt Monster”, czyli pierwszy „Cloverfield”. Uważam, to jeden z najlepszych found footage, jakie zrealizowano w dziejach kina – znakomite połączenie kinowego eksperymentu z historią dla dużych chłopców o kaiju, apokalipsie w samym środku imprezy i uczestnictwie w czymś nadzwyczajnym, godnym nakręcenie. Bo „Cloverfield” w stylu współczesnych programów informacyjnych na żywo. Czy nie takie sceny oglądamy nakręcone amatorskimi telefonami i iphonami z kolejnych zamachów, trzęsień ziemi czy innych kataklizmów? Dzisiaj to przecież standardowa forma przekazu.
Kto powiedział, że detektywi muszą być koniecznie przebiegli, mistrzami logiki o ogromnych IQ, dzięki któremu z jednej plamy na kołnierzyku potrafią odtworzyć przebieg zdarzeń? Kto powiedział, że na podstawie jednego włosa na kanapie potrafią ustalić, kto zabił i dlaczego? Kto mówi, że każdy z nich powinien mieć przenikliwość Sherlocka Holmesa, Herkulesa Poirot albo porucznika Columbo, który wychodząc już, zawsze rzucał „jeszcze jedno pytanie, bo coś mi się przypomniało?”
Kiedy zastanawiam się nad Johnem Tolkienem i ekranizacjami jego opowieści (kiedyś uważano, że nie da się tego zrobić i familijny film „Willow” George’a Lucasa z 1988 roku był formą kapitulacji wobec tej niemożności), dochodzę do wniosku, że tego typu tematyka fantasy to rodzaj filmowego oceanu. Nie widać żadnego z jego brzegów. Nie ma ani początku, ani końca. Właściwie można się włączyć w dowolnym momencie tej opowieści, pociągnąć jakieś wątki, nawet ich dobrze nie zakończyć i puścić napisy końcowe. Potem nakręcić część drugą, trzecią… część czy tam epizod, bo przecież „Gwiezdne wojny” specjalnie się od tego profilu nie różnią. Można dołożyć spin-offy, historie i wątki poboczne.
Melissa Mathison zmarła w listopadzie 2015 roku. Zostawiła po sobie rozwiedzionego męża Harrisona Forda i „E.T.”, do którego napisała scenariusz. Jeden z najpiękniejszych na świecie. Kiedy zastanawiam się, na czym zasadzało się piękno „E.T.”, sam właściwie tego nie wiem. Ważne, że Melissa Mathison wiedziała i potrafiła napisać.
Po 32 latach, jakie minęły od powstania pierwszych „Pogromców duchów” w reżyserii pochodzącego ze Słowacji mistrza podobnego kina Ivana Reitmana, można przeprowadzić pewien krótki, acz znaczący eksperyment. Otóż powiedzmy, że na początku puszczę to.
U debiutującego na dużym ekranie Łukasza Grzegorzka nie ma ani jasnych przyczyn, dla których życie, związek i cały świat zaczynają rozłazić się w szwach. Nie ma także dobrych rad co z tym fantem zrobić, ani życiowych mądrości na temat tego, jak się z tym uporać. Pewnie dlatego ten film jest tak szalenie bezpretensjonalny i tak bardzo trzymający się życia.
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy