NAPISZ DO MNIE!
Kino

„Doppelgänger. Sobowtór” czyli mamusiu, przyjechałem z Polski

Skoro to opowieść o skradzionej tożsamości, to może ambiwalencja jest właściwym odczuciem po obejrzeniu „Sobowtóra”? Bo to ona mi towarzyszy. Radość, że powstał film szpiegowski, który służbę bezpieczeństwa PRL i w ogóle cały system wywiadu pokazuje w tak bezwzględny sposób – jako pułapkę. Wrażenie, jakie robi gra aktorów tego filmu – od najmłodszych po najbardziej doświadczonych, a także rozmach fabularny tego dzieła. I do tego poczucie, że „Sobowtór” się po tym wszystkim jedynie ślizga.

„Doppelgänger. Sobowtór”

reżyseria: Jan Holoubek
scenariusz: Andrzej Gołda
w rolach głównych: Jakub Gierszał, Tomasz Schuchardt, Emily Kusche, Katarzyna Herman, Andrzej Seweryn, Sławomira Łozińska, Jessica McIntyre, Joachim Raaf, Wiktoria Gorodeckaja


Może to wrażenie mylne, gdyż przecież „Doppelgänger. Sobowtór” jest opowieścią o cynizmie, który jest konsekwencją ceny, jaką się płaci za bycie asem wywiadu. Do głowy przychodzi mi scena, w której bohater siedzi naprzeciw swej niedawnej kochanki, widzi jej cierpienie i… nic z tym nie robi. Akceptuje. Może to więc nie jest niedoróbka scenariusza, ale cynizm na najwyższym poziomie.

„Doppelgänger. Sobowtór”

Jakub Gierszał to największy popis tego filmu. Niezwykle magnetyczny, chociaż paradoksalnie obsadzony w dość mało wiarygodnej roli. Kreowany przez niego Hans to człowiek wymyślony na każdym poziomie znaczenia tego słowa. Także jako postać powołana do wykonania misji, której istotą rzeczy jest fałsz.

To w końcu historia szpiegowska, zatem niewiele jest tu tym, czym się wydaje.

I jako historia szpiegowska „Sobowtór” ma ogromny rozmach fabularny. Ustawia służby wywiadowcze i bezpieczeństwa PRL w gronie dużych graczy wywiadowczej układanki, jednego z najważniejszych bywalców mostu szpiegów w Glienicke. W jakimś sensie nobilituje polskie służby, które dotąd w kwestii międzynarodowej rozgrywki zimnowojennej były ubogim krewnym służb radzieckich, czechosłowackich, bułgarskich czy NRD. Mieliśmy Mariana Zacharskiego, ale szpiegostwo z udziałem Polaków w latach zimnej wojny kojarzy się raczej z działalnością w drugą stronę – pułkownika Kuklińskiego, szermierza Jerzego Pawłowskiego, Bogdana Walewskiego, Leszka Chrósta i innych.

„Doppelgänger. Sobowtór”

Tutaj służby PRL wyglądają na potężnego, wszechmocnego wręcz i okrutnego gracza niczym najbardziej mroczne bezpieki bloku wschodniego, co zdejmuje z nich pewną otoczkę ochronną, jaką okrywało je polskie kino. To jest wywiad na całego, którego uczestnicy stają się zarazem myśliwym, jak i ofiarą. Świadomi bądź nie, że z tej pułapki nie ma wyjścia.

„Doppelgänger. Sobowtór” czyli dlaczego zostaje się szpiegiem

Historia Hansa Steinera – porzuconego przez niemiecką matkę w Grudziądzu chłopca, który postanawia wyruszyć do Strasbourga, by ją odnaleźć – jest szyta wieloma ściegami grubych nici. To historia w jakimś sensie toporna i dająca logice sporą dawkę wysiłku. A jednak robi wrażenie i dobrze się ją ogląda.

Kto wie, może w ten sposób ogląda się każdy film szpiegowski?

Mnie mogłem się oprzeć wrażeniu, że może lepiej wypadłaby na ekranie prawdziwa opowieść szpiegowska naszych wspomnianych agentów, chociażby polskiego multimedalisty olimpijskiego Jerzego Pawłowskiego. To jemu służby PRL powiedziały kiedyś, że „nigdy nikt o nim nie będzie już pamiętał”. Ciekaw jestem, w jakim zakresie miały rację…

„Doppelgänger. Sobowtór”

W jednej ze scen „Sobowtóra” francuski policjant wymienia trzy powody, dla których ktoś staje się szpiegiem. Jednym z nich jest chęć przeżycia wielkiej przygody – tak było właśnie w wypadku Jerzego Pawłowskliego, który w tych wywiadowczych intrygach i tajemnicach widział coś odświeżająco młodzieńczego.

W przypadku bohatera „Sobowtóra” to historia trudniejsza do wyjaśnienia, co skłania do refleksji, iż film jest w tym zakresie niedorobiony i przesuwa się przez ekran z dużym poślizgiem. Nie wykluczam jednak, że to tylko złudzenie i nie wyłapałem pełnej motywacji bohatera, wszystkich jego postaw.

W tym zakresie kluczowa jest scena, w której nasz bohater siedzi naprzeciw swej cierpiącej, niedawnej kochanki i … nic. Spokojnie je obiad, jakby już go to nie obchodziło. Niewiarygodne? Może właśnie to jest scena pokazująca cenę, którą się płaci. Ta cena jest wysoka, ale bohater ją akceptuje. To przecież nie jest przypadek, że ożywia się zwłaszcza wtedy, gdy słyszy o swej możliwej karierze. Wykrzykuje do mocodawców, że zabrali mu wszystko, co miało sens, ale to nie jest prawda. W zamian dostał karierę.

To trzeci z powodów, dla których zostaje się szpiegiem, o których mówi policjant.

„Doppelgänger. Sobowtór”

„Doppelgänger. Sobowtór” czyli lubię cię, odmaszerować

Poza Jakubem Gierszałem mamy to w jakimś sensie jego alter ego, czyli mieszkańca Gdańska granego przez Tomasza Schuchardta. To rola zupełnie inna, nie tak magnetyczna jak w wypadku tej Gierszała, ale równie znakomicie zagrana i bardzo wiarygodna. To zwykły człowiek o niezwykłym życiorysie i niezwykłych tajemnicach, których nawet sam nie jest w stanie rozwikłać. Człowiek ewidentnie targany rozterkami, które zaczynają się po śmierci matki i odkryciu, że nie wszystko mu mówiła.

Jego losy splatają się z jego sobowtórem w sposób niezauważalny niemalże, ale wyraźny. Jakub Gierszał gra tu człowieka, który tak bardzo wchodzi w rolę innego, że zaczyna przejmować pewne jego charakterystyki. Znamienna jest tu scena, gdy zaczyna kleić model tak, jak jego zwierciadlane odbicie.

I niewykluczone, że to pierwszy występ mojego ukochanego „Małego Modelarza” na dużym ekranie.

„Doppelgänger. Sobowtór”

To zresztą nie wszystko, bo „Sobowtór” ma wiele innych ról wartych uwagi. Świetna jest chociażby Katarzyna Herman w zupełnie nietypowej dla siebie, ale jakże wyrazistej roli oficer prowadzącej polskiego wywiadu. Ubeczka co się zowie, bo bezwzględna i zasadnicza, a jednak niepozbawiona ludzkich odruchów. „Bo cię lubię” mówi tak, jakby to też było rodzajem rozkazu. Lubi podopiecznego, ale to nie znaczy, że straci dla niego głowę czy też zejdzie chociaż odrobinę ze służbowej ścieżki. Lubi ot tak, bez zobowiązań.

Co do Andrzeja Seweryna – zaczął on już chyba mocno pasować do tego rodzaju ról, w których nie jest do końca postacią jasną, często skrywając bezwzględne wnętrze.

„Doppelgänger. Sobowtór”

Zjawiskowo wręcz melduje się na ekranie młodziutka niemiecka aktorka Emily Kusche jako dziewczyna o gorącym sercu i ugruntowanym, mimo tak młodego wieku, przekonaniu co do tego, czego pragnie. To osoba pragmatyczna, a jednocześnie gorąca w działaniu, twardo stąpająca po ziemi i nad wyraz dojrzała. Wytrzaśnięcie jej skądś przez Jana Holoubka to strzał w dziesiątkę.

„Doppelgänger. Sobowtór” czyli kto włada przeszłością…

Rozmach tego filmu jest sporty, bo obejmuje spory przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, z retrospekcją sięgającą roku 1946, czyli czasów bezpośrednio po wycofaniu się z Polski armii niemieckiej i wkroczeniu tu wojsk radzieckich. To pewna klamra, która pokazuje jak przeszłość rzutowała w dawnej Polsce na przyszłość w stopniu aż czasami trudnym do uwierzenia. Jak mogła rzutować i jak można było ją wykorzystywać, manipulować ją i używać do własnych celów.

W końcu, kto włada przeszłością, w tego rękach jest przyszłość.

Moja ocena: 4/6

Radosław Nawrot

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Privacy Settings
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy
Youtube
Consent to display content from - Youtube
Vimeo
Consent to display content from - Vimeo
Google Maps
Consent to display content from - Google
Spotify
Consent to display content from - Spotify
Sound Cloud
Consent to display content from - Sound