NAPISZ DO MNIE!
Kino

„Avatar 2. Istota wody” czyli piękno tkwi w relacjach, nie technologii

Oczekiwać od „Avatara”, że pod względem fabularnym rozbłyśnie niczym bioluminescencja Pandory to jak zakładać, że Ludzie Nieba nie wrócą na ten przepiękny księżyc mimo klęski w pierwszej części tego filmu. I że druga oraz kolejne przy tak wielkim sukcesie kasowym nie powstaną. „Avatar” jest jak Pandora – świecący, migoczący, nieco kiczowaty, ale przez to piękny. Albo się wchodzi do tego lasu ze wszystkimi konsekwencjami, albo nie. Ja wchodzę.

„Avatar. Istota wody” (Avatar. The Way of Water)

reżyseria: James Cameron

scenariusz: James Cameron, Rick Jaffa
w rolach głównych: Sam Worthington, Zoe Saldana, Stephen Lang, Kate Winslet, Cliff Curtis, Britain Dalton, Bailey Bass, Jack Champion


Konsekwencje są bardzo poważne – to zgoda na to, by spędzić w kinie dobre trzy godziny. To aprobata dla fabularnych mielizn jak na płytkiej rafie i powtórzeń, które są przecież nieuchronne niczym pewna ryba. Złota. W zamian dostajemy to, co może zaproponować tylko kino tego formatu – odlot wyobraźni, puszczenie wodzów fantazji i bezkres możliwości współczesnej kinematografii.

„Avatar 2. Istota wody”

Format ma tu ogromne znaczenie. James Cameron długo pracował bowiem na swoją pozycję, dzięki której może dzisiaj robić filmy kosztujące fortunę i bez trudu tę fortunę znajdzie. Zarobi bowiem na nich jeszcze więcej, jako że „Avatar” i jego Pandora to jak unobtanium – są bezcenne i nieuchronnie prowadzą do chciwości i twórców, i widzów. Wszyscy chcemy więcej i więcej, a kina pękają w szwach.

.

James Cameron przeszedł długą drogę od faceta, który kręcił filmy typu „Pirania 2. Latający mordercy” (ach, klasyka klasy B!) przez kogoś, kto do historii o „Obcym” dorzucił mocną akcję, stworzył majstersztyk „Terminatora” i ukształtował kinematografię sensacyjną lat osiemdziesiątych, po kogoś, kto ponownie opuścił na wodę „Titanica”. „Avatar” jest kulminacją. To śmietanka, w której Kanadyjczyk może pozwolić sobie właściwie na wszystko i wszystko zostanie mu wybaczone. Stworzył bowiem dzieło ponadczasowe pod każdym względem – technologicznym, kolorystycznym, fantazyjnym. Dzieło ultra drogie, więc znajdujące się na zupełnie innej półce kinowej niż pozostałe. Tam, gdzie nie sięgną go proste zarzuty o scenariusz, o grę aktorską, o innowacyjność.

„Avatar 2. Istota wody” czyli kosmiczny „Tańczący z Wilkami”

Obrany z tej feerii „Avatar” pewnie z trudem by się obronił, jako kompilacja znanych nam dzieł typu „Tańczący z Wilkami” czy „Pocahontas”, w których bohater z jednego świata trafia do innego, bardziej naturalnego i staje się jego częścią. Nie wystarczy jednak Indian zastąpić Na’avi (przypomnę: w pierwszej części wodza Eytukana zagrał sam Wes Studi, jeden z najsłynniejszych aktorów indiańskich), aby uzyskać nowy efekt. Tutaj musiała wkroczyć technologia.

„Avatar 2. Istota wody”

„Avatar” był początkowo zależny od kamer 3D – to nimi nakręcono ten film, jak i późniejsze „Sanctum”, co już obnażało fakt, że James Cameron jest z wykształcenia i zamiłowania oceanografem. Jego skręt ku morzu wydaje się teraz naturalny.

3D jakoś się w kinie nie przyjęło. Nie podbiło sal, nie wzięło w neiwolę kina domowego. „Avatar” pozostał mu wierny, ale nie ono stanowi o jego fenomenie. Góry Hallelujah, magnetyczne łuki i całe piękno Pandory zasadza się nie tyle na pracy kamer, co na konceptualności.

„Avatar 2. Istota wody” czyli James Cameron to oceanograf

Niemniej James Cameron jako oceanograf doskonale wie, że pełne możliwości przestrzenne na dużym ekranie daje właśnie morze. Przesunięcie „Avatara 2” w tym kierunku oznacza ni mniej, ni więcej czerpanie z pełni dobrodziejstw Pandory, w jeszcze większym stopniu niż w przypadku części pierwszej.

Przynajmniej takie było założenie. A praktyka?

„Avatar 2. Istota wody”

Mam co do niej spore wątpliwości. Piękno oceanu, czystej wody, rafy koralowej jest niezaprzeczalne i to nie tylko na Pandorze, ale i Ziemi, której bajeczny księżyc jest przecież inscenizacją. Zwłaszcza ta związana z bioluminescencją. Nie jest to zjawisko wymyślone przez Camerona i twórców „Avatara”. Weźmy chociażby wody Morza Karaibskiego – w panamskim kurorcie Boca de Toro organizowane są nocne wycieczki łodzią na otwarte morze, w którym wystarczy zanurzyć dłoń, by zaświeciło.

A jednak o sile „Avatara”, tajemniczości stworzonego przez niego świata i magii Pandory stanowił las. Rezygnacja z niego na rzecz oceanu jest przez to ryzykowna. Dostajemy bowiem w zamian obrazek folderowy rodem z biura podróży i „Błękitną lagunę”.

„Avatar 2. Istota wody” czyli romansu nie ma, jest rodzina

Groza, tajemniczość i głębia lasu to nie jedyny atut pierwszego „Avatara”. Jego siłą nośną – poza oczywiście powiewem nowości – był romans. Tamta historia sprzed 13 już lat (o rany!) to przecież opowieść czysto romansowa, stanowiąca pewnego rodzaju kanon, do którego odwoływał się James Cameron chociażby w „Titanicu”. Miłość połączona z przemianą bohatera w imię tej miłości – prosta recepta, która sprawdza się zawsze.

„Avatar 2. Istota wody”

Tutaj mamy już inną sytuację. Romansu jako takiego nie ma (chociaż coś zaczyna się dziać w gronie młodzieży), akcent zostaje przesunięty na lojalność, rodzinę i związane z nią wartości, konieczność jej ratowania, rozdarcie między rozsądkiem a bohaterstwem, walką a wycofaniem się.

„Avatar 2” jest nadal filmem archetypicznym, ale w innym tego słowa znaczeniu niż pierwszy. Nie jest filmem o początkach miłości, ale bardziej o odpowiedzialności i to także dotyczącej konsekwencji podejmowanych decyzji. Wciąganie sąsiadów w wojnę, ryzyko, wreszcie bunt młodego pokolenia jako motor napędowy, ale pociągający za sobą następstwa niekiedy tragiczne.

„Avatar 2. Istota wody” nie zasadza się na fabule

Jest zatem „Avatar 2” inny niż jedynka, fabularnie znacznie słabszy i bardziej płaski. Nie w tym rzecz jednak, bo wymaganie od tego filmu fabularnego majstersztyku, jaki James Cameron zaprezentował chociażby w „Terminatorze” czy też – twierdzę to stanowczo – w „Titanicu”, wiążąc historię zatonięcia najwspanialszego statku w dziejach z romansem, jest chybione.

„Avatar 2. Istota wody”

Pozostaje bowiem „Avatar” technologicznym popisem, którego pojawienie się ma widza unieść i przenieść w świat mu niedostępny. Jeżeli obejrzy się więc go z nastawieniem tego rodzaju i otwartością na takie doznania, nie wyjdzie się zawiedzionym.

To przecież fundament dzisiejszego rozwoju kina. Mam wrażenie, że obecnie w dobrym tonie jest pojawić się w „Avatarze” w nowym ciele, nadanym przez kino. Kate Winslet dołącza tu chociażby jako Ronal, tsahik Ludu Morza – czy każdy ją rozpoznał?

James Cameron wie, że minęło sporo czasu i wiele się w kwestii „Avatara” zmieniło. Jest w stanie utrzymać zachwyt, ale nie zdoła już do wywołać na powrót od podstaw. Sięga więc po środku nowe, po młodzież, po jej język i drzemiące w niej pokłady. To młodzi bohaterowie stanowią teraz oś filmu.

„Avatar 2. Istota wody” czyli nowe zwierzęta na Pandorze

Miałem kiedyś pretensje do Camerona, że idzie na skróty w kwestii tworzenia świata Pandory. Zatrudnił mnóstwo specjalistów, także botaników i zoologów, a jednak to, co są w stanie wykreować to nowe, pandorowe wersje znanych nam dobrze organizmów. Thanator pozostaje lampartem, nantang – wilkiem, a mroczniak – koniem. Nawet zoologowie nie zdołali przekonać twórcy, że obecność angtsika o tak potężnej głowie w kształcie młota w gęstym lesie nie ma biologicznego uzasadnienia.

„Avatar”

W każdym razie – James Cameron, zamiast wznieść się na wyżyny kreatywności, tworzył filmowe wersje znanych zwierząt, zresztą robi to także i tym razem. Przestałem jednak mieć o to pretensje, bowiem za owymi kopiami znajdują się istotne treści.

Więź człowieka z naturą i to więź namacalna, przypominająca niemal sieć internetową, tutaj zastąpiona zostaje porozumieniem jeszcze mocniejszym. Zwierzęta stają się partnerami, a wszystkie sceny związane z tulkunami są krytyką wielorybnictwa i braku zrozumienia przyrody.

„Avatar 2. Istota wody”

Rozumienie przyrody i życie z nią pozostają kluczem do świata „Avatara” i kluczem do Pandory. Nawet gdy rozbujamy technologię do granic możliwości, nie uzyskamy dzięki niej tego efektu, który da piękno natury.

„Avatar” niezależnie od swych fabularnych mielizn w gruncie rzeczy nigdy nie był dziełem o niczym innym. Gdy go oglądam, nadal jestem zachwycony i zakochany w tym, że można dzięki kinu stworzyć cały świat, z jego mieszkańcami i prawami. Tworzyć piękno. I tylko raz smutno mi się zrobiło, gdy uświadomiłem sobie, że już nigdy nie usłyszę nowej kompozycji Jamesa Hornera. Jego muzyki, bez której „Avatar” nigdy nie zrobiłby takiego wrażenia.

Moja ocena: 4+/6

Radosław Nawrot

2 Comments
  • whoiscall
    1:13 AM, 22 września 2023

    Great post!

    • Radosław Nawrot
      1:02 PM, 24 września 2023

      Thank you

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Privacy Settings
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy
Youtube
Consent to display content from - Youtube
Vimeo
Consent to display content from - Vimeo
Google Maps
Consent to display content from - Google
Spotify
Consent to display content from - Spotify
Sound Cloud
Consent to display content from - Sound