Why so serious? Gdy się przyjrzeć rozległej twórczości Stephena Kinga, znajdziemy w niej chyba opowiadania czy książki wykorzystujące niemal wszystkie możliwe gadżety zdatne do siania grozy. Uderzająca pałeczkami w bębenek (w oryginale: uderzająca talerzami) nakręcana małpa jest jedną z nich. Przewrotną zabawką, która miała nieść radość, a przynosi śmierć. Zabawką z uśmiechem wyszczerzonych zębów, obłąkańczym niemalże. Sama w sobie ma wiele grozy, a jeśli dodamy jej magicznych mocy, to nic tylko… się pośmiać.
„Małpa”
reżyseria: Osgood Perkins
scenariusz: Osgood Perkins
w rolach głównych: Theo James, Christian Convery, Tatiana Maslany, Colin O’Brien, Elijah Wood, Sarah Levy, Osgood Perkins
Nie uwierzycie, ale miałem taką nakręcaną małpkę. To znaczy, nie dokładnie taką. Nie uderzała w bębenek ani talerze, ale wykonywała śmieszne salta przez swoje ręce. Była niebieska i nie rozstawałem się z nią jako dziecko. Zabrałem ją nawet na poważną operację, którą przechodziłem jako siedmiolatek (lekarze się zgodzili). Mogła być ostatnią rzeczą, jaką widziałem.

No dobra, to tyle poważnych rzeczy. Reszta jest już niepoważna. Bo przecież nie wypada brać serio tych wszystkich niesamowitych opowieści o strasznych i siejących zniszczenie zabawkach, w tym o nakręcanej małpce ściągającej na ludzi nieszczęścia. Demonie zaklętym w zabawkę, czy czymkolwiek to jest i czy w ogóle jest czymkolwiek. Gdybyśmy traktowali to serio, ani opowiadanie Stephena Kinga – przy całym szacunku dla jego pióra i umiejętności, które wielbię – ani film nie miałyby racji bytu. Dość mieliśmy przeklętych zabawek, demonicznych lalek i krwiożerczych pluszaków. Co tu dodać? Co jeszcze nakręcić kluczykiem?
Myślę, że Osgood Perkins też doszedł do takiego wniosku. Jego film na podstawie opowiadania Stephena Kinga ze zbioru „Szkieletowa załoga” (tego samego, w którym znajduje się też słynna „Mgła”, również ekranizowana) nie jest przecież do końca serio. Gdyby było, mielibyśmy nową „Małpią łapkę” W.W. Jacobsa.
Pamiętacie ją Państwo? To na bazie starych arabskich opowieści a la Szeherezada. W.W. Jacobs napisał opowiadanie o małpiej łapce, która spełniała życzenia, ale na opak. To znaczy, że jeżeli ktoś chciał – powiedzmy – sporo pieniędzy, to dostawał, ale jako odszkodowanie za śmierć bliskiego. Itd.
„Małpa” czyli to nie jest śmierć na życzenie
Nakręcana małpa z talerzami czy tam bębenkiem z filmu i opowiadania Stephena Kinga życzeń nie spełnia. To znaczy, może i spełnia, ale po swojemu. To nie jest widzimisię tego, który przekręci kluczyk, ale jej widzimisię. Przekręcasz kluczyk i … zobacz, co się stanie. Uwalniasz siły, które zmiatają wszystko z planszy.

W zasadzie to rodzaj nakręcanej apokalipsy. Krwawej jatki, która nie jest żadnym suspensem i w tym rzecz. Nie o suspens chodzi, bo chociaż nie wiemy, komu przyfasoli tymi pałeczkami (czy tam talerzami) małpa, to jednak wszystko w zasadzie jedno. I tak kolejne kadry filmu prowadzą właśnie do tego, że komuś i tak nieuchronnie urwie łeb, kogoś przemieli albo rozerwie.
I niech tak będzie. Wszak „Małpa” przypomina nam, że w gruncie rzeczy chodzi nie o to, by polała się krew i poleciały trzewia, ale by stało się to w określonej konwencji. W zasadzie dlaczego ta konwencją nie może być humor?
Humor w horrorze? Humor a la gore? Och, naprawdę, nie bądźmy aż tacy strasznie poważni z tą krwią i tymi flakami. Wszyscy przecież i tak umrzemy, po co zatem się napinać i zajmować próbą zmienienia tego, czego nie zmienimy?
„Małpa” czyli nie tylko śmierć jest dziedziczna
Stephen King jest mistrzem grozy. I jako mistrz świetnie wie, że horror jest wytrychem, jest pewnym sposobem nie tylko na oswajanie własnych lęków, ale także zajrzenie w przeszłość. Przecież lęki mają długie korzenie, sięgające wiele lat wstecz. U Kinga, nie tylko zresztą u niego, dzieciństwo ciąży mocno, czasem nawet krwawo nad tym, co dzieje się potem konsekwentnie w dalszych historiach życia. Bo traumy są dziedziczne, gniew i żal są dziedziczne, poczucie krzywdy i chęć odwetu, nieumiejętność radzenia sobie w życiu jest dziedziczna, wreszcie lęki są dziedziczne. Tak jak śmierć.

Jeśli ktoś umiera ze strachu, to znaczy, że lęki nad nim dominują. I „Małpa” też jest o tym. Młody aktor dziecięcy Christian Convery i dorosły Theo James wcielają się w podwójną rolę braci bliźniaków, co jest o tyle interesujące, że mogą w jednym filmie zagrać dwie wersje siebie. Wersje zależące od tego, jaką wylosowało się słomkę, jak się zostało wychowanym i jak reagowało się na wydarzenia z dzieciństwa. Takie jak tu – gdy odchodzi ojciec (pierwsza scena filmu zdaje się wyjaśniać sprawę), a matka próbuje to jakoś posklejać, chociaż sama ma złamane skrzydła. To także jest film o tym, w tym sensie jest o okropieństwach, jakie dostaje się w spadku, bo tak akurat układa się życie. W spadku niczym nakręcaną małpę w pudełku.
„Małpa” czyli obrywanie ludziom głów to za mało
Osgood Perkins na pewno widział „Oszukać przeznaczenie”. Pewnie wszystkie części, z których każda kolejna staje się coraz bardziej absurdalna. Dobrze wie, że robić czegoś podobnego nie ma sensu. Bo jeżeli nawet coś urwie głowy wszystkim w autobusie, to raczej nikogo to nie ruszy. Nie takie głowy się urywało i nie w takich autobusach. Owszem więc, nakręcił „Oszukać przeznaczenie”, ale po swojemu. Nic tu nie jest do końca na serio, ani te przerysowane sceny z krwawym, końcem, ani sama zabawka, ani bohaterowie, ani nawet pogrzeby i ten ksiądz na nich. Jego „Małpa” jest groteskowa, jest z dystansem i przez to jest też wymagająca.

Wymagająca od nas, od widzów. Ktoś powie bowiem – co to za sztuka obejrzeć film tak absurdalny, tak odjechany, tak zachlapany ketchupem udającym krew czy tam co jeszcze może ją udawać? Ktoś powie – tak głupi, bo w gruncie rzeczy jest on… może nie głupi, ale głupkowaty. A ja uważam, że to jest sztuka. Czy uważamy się za koneserów horroru i starych wyjadaczy wyprutych flaków, czy też za laików, to jednak obejrzenie tego filmu to spore wyzwanie.
Bo wymaga dystansu. I albo go złapiemy i zaakceptujemy, albo nie. A wtedy szkoda popcornu. Tylko z dystansem można obejrzeć „Małpę” i zaakceptować. Czy jednak tak nie jest ze wszystkimi horrorami świata?
Radosław Nawrot