NAPISZ DO MNIE!
Kino

„Vinci 2” czyli najcenniejszy w muzeum jest sentyment

To jest jedna z najpotężniejszych substancji występujących we wszechświecie. Ma silne właściwości magnetyczne i odurzające, wręcz narkotyczne. Kto raz zażyje, ten będzie zadowolony i szczęśliwy. Juliusz Machulski doskonale wie jak działa sentyment.

„Vinci 2”

reżyseria: Juliusz Machulski
scenariusz: Juliusz Machulski, Robert Więckiewicz
w rolach głównych: Robert Więckiewicz, Borys Szyc, Kamilla Baar, Jacek Król, Łukasz Simlat, Marcin Dorociński, Zofia Jastrzębska, Mirosław Haniszewski, Jędrzej Hycnar, Piotr Witkowski


Sentyment ma wszystko, czego potrzebuje kino – jest zabawny i wzruszający, przyciąga i elektryzuje, dostarcza emocji i wreszcie bazuje na skojarzeniach, które wszyscy znamy, a przynajmniej powinniśmy znać. Nade wszystko jest przyjemny. W „Vinci 2” jest go na potęgę. I mam wrażenie, że to wystarcza.

„Vinci 2”

Bo też to dzieło Juliusza Machulskiego nakręcone 21 lat po pierwszej części (to jest po prostu niemożliwe!) jest przepełnione sentymentami. Do poprzedniej części, do jej bohaterów, do Krakowa, do takich kradzieży, do takiego kina. Niegdyś Juliusz Machulski planował nakręcić trzecią część „Vabank”, ale nigdy tego nie zrobił, więc „Vinci” może w jakimś sensie stanowić dopełnienie tamtych pereł polskiego kina.

A skoro tak, to sentyment jeszcze rośnie.

Gdyż z Juliuszem Machulskim nigdy nie wiadomo. Kiedyś czego się tknął, zamieniał w złoto, względnie diamentowy naszyjnik. „Vabank” jeden czy drugi, „Seksmisja”, „Kingsajz” czy „Kiler” – znamy je na pamięć, każdy tekst, każdą scenę. To archetypy popkultury, kopalnie cytatów na każdą okazję. Nie wyobrażam sobie, aby ktoś ich nie znał i był w stanie funkcjonować w społeczeństwie.

Z drugiej jednak strony spod ręki Juliusza Machulskiego wyszły takie gnioty jak „AmbaSSada”, „Ile waży koń trojański” czy „Pieniądze to nie wszystko”. Nie do uwierzenia, że to ten sam twórca. Nie do uwierzenia, że mogą funkcjonować w społeczeństwie.

„Vinci 2”

„Vinci 2” czyli dobry policjant, dobry złodziej

A zatem nie mamy żadnej gwarancji, że gdy nakręci coś w stylu „Vinci 2”, a zatem pójdzie po tych samych śladach i przygrzeje w mikrofali dawny kotlet, będzie to strawne. Lata lecą, powiedziałbym że wręcz istnieje spore ryzyko, że jednak nie będzie.

Z takim przeświadczeniem poszedłem na ten film. Bo przecież udanego „Vinci” sprzed 21 lat nie da się poprawić. Można je tylko spieprzyć.

Alle nie trzeba, o ile postawi się na wielki magnetyzm sentymentu. Taki był chyba pomysł na „Vinci 2”, bo też minęło tak wiele lat, ludzie się tak bardzo stęsknili, że okazało się iż sentymentalna podróż do Krakowa… do krakowskich muzeów będzie samograjem.

Minęło na tyle dużo czasu, że można zagrać tą samą talią. Zwróćmy uwagę, że pod względem fabularnym nowe „Vinci” aż tak mocno się od starego nie różni. Złodzieje, którzy okazują się sympatycznymi stróżami ładu i porządku. Jeśli kradną, to po to, by oddać albo by nie ukradł kto inny. Może to jakiś złamas i co wtedy? Policjanci, którzy okazują się pociechami, nieco nieporadnymi i takimi pieskami, który aż chciałoby się przytulić i jakoś im pomóc. Spryciarze, którzy tworzą misterny plan lepszy i przebieglejszy niż inni. To te same kanwy, te same motywy, to wciąż oddech „Vabanku”. To jest kontynuacja, dość spójna, przyznaję.

„Vinci 2”

„Vinci 2” czyli wiele lat po „Vabanku”

Może gdyby trzeci „Vabank” też powstał po 21 latach (byłoby ciężko, bo Jan Machulski, Witold Pyrkosz i Leonard Pietraszak mieliby już swoje lata, chociaż Jacek Chmielnik żyłby jeszcze), to dałoby się podobnie pójść po sentymentalnych tropach. Z ryzykiem, że zrobi się to ogrzewane i podeszwowate, ckliwe i wtórne. A wtórność to zakała kina. Właśnie wtórność, nie kulturowe nawiązania.

Teraz więc siedzę i zastanawiam się, dlaczego „Vinci 2” nie okazało się wtórne. Bo nie okazało. Jakoś ominęło związane z tym mielizny i mimo, że to samo przez to samo i niemal tak samo, to jednak po nowemu. Może dlatego, że „Vinci 2” ma pewien istotny walor, jakim jest zaciekawienie widza tym, co dalej. Nie ze sprawą, ale z bohaterami. Mam wrażenie, że oni tu są najciekawsi i najistotniejsza. To, kto i co chce ukraść oraz w jaki sposób – mniejsza, ale sami ci ludzie intrygują. Obecny Cuma, współczesny Szerszeń, wyciągnięta nie wiadomo skąd Kamilla Baar, nawet Jacek Król jako śląski górnik bez pamięci do twarzy. Tu jednak mam największe pretensje, bo o ile powtórne wydobycie go z kopalni i urobku węgla kamiennego jest dobrym pomysłem, o tyle niewykorzystanie owej idei to grzech. A nasz Ślązak od Churciławy i Beckenbauera, co znał skład nie tylko Niemców z finału Mistrzostw Europy w 1972 roku, bo ten zna każdy, ale nawet skład Rusów, zanika tu. Oj, zanika. Jest jak zapomniana twarz bez hasła. Taka postać! Tak dobrze i zabawnie skonstruowana! Śląski kibic Górnika czy tam Ruchu, specjalista od wybuchów, któremu semtex odebrał pamięć, ale Niemców i Rusów zachował – fabularnie to majstersztyk w tworzeniu bohatera. Ludzie, korzystać, korzystać! A tu mamy górnika śladowego jak pył węglowy i nawet ktoś wpadł na kretyński pomysł, by hasło zmienić na Lewandowski i Carbajal.

„Vinci 2”

Lewandowski i Carbajal?? Ludzie, litości, to jest tak głupie… to tak jakby ktoś przed 21 laty rzucił w haśle Olisadebe i Olivera Kahna. Przecież nie o to chodzi. Cały sens tego zabawnego hasła sprowadzał się do tego, że było tak stare, wręcz oldskulowe, tak niesamowicie wydobyte z przeszłości. Sentymentalne.

„Vinci 2” czyli namalujmy kopię tego obrazu

Nie lubię, gdy ktoś psuje własny żart, ale na szczęście ten jest jednym z nielicznych w tym filmie zepsutych żartów z „Vinci 1”. Reszta się dźwignęła i chociaż Juliusz Machulski mógł wymyślić o wiele oryginalniejsze wątki (nawet szerokie, jak w „Vabank 2”) jako ripostę, to jednak to się broni nie gorzej niż bronił Churciława, a może i Beckenbauer na liberze.

(tak, to żart – ciekawe, czy ktoś go sklei)

Wiele tu brakuje. Nie tylko więcej górnika, ale chociażby krzywych akcji Szerszenia i niesamowitej energii i pomysłów Kamilli Baar, która tu jest już stateczna i jednowymiarowa, bez głębi tła obrazu. Brakuje Marcina Dorocińskiego, który by się nie wygłupiał i nie grał tak ostentacyjnie amerykańskiego Kilera przed lustrem, chociaż na szczęście równoważy go Łukasz Simlat – samograj. Wystarczy, że jest. Brakuje tego zęba, tego pieprzu, którym Juliusz Machulski przyprawił jedynkę. Jest jednak sentyment i to ogromny i dzięki temu „Vinci 2” broni się w tym sensie, że pokazuje nam, jakim sukcesem była część pierwsza. Jak bardzo się ludzie do niej przywiązali i jak teraz to procentuje. Pokazuje też, że – co wie każdy fałszerz – nigdy nie robi się kopii, która w 100 procentach jest identyczna z oryginałem. Zawsze jakiś detal powinien się różnić.

I kto wie, ile osób będzie chciało po seansie jak najszybciej tę pierwszą część obejrzeć, odświeżyć. Tak z sentymentu.

Radosław Nawrot

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Privacy Settings
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy
Youtube
Consent to display content from - Youtube
Vimeo
Consent to display content from - Vimeo
Google Maps
Consent to display content from - Google
Spotify
Consent to display content from - Spotify
Sound Cloud
Consent to display content from - Sound