NAPISZ DO MNIE!
Kino

„C’mmon, C’mmon” czyli dziecko jako człowiek

Czarno-biały film Mike’a Millsa ma dość prosty przekaz: przestaliśmy się słuchać, w tym przestaliśmy słuchać dzieci. A to one rysują wizję świata szczerego, której to szczerości zaczyna brakować, gdy dzieckiem być się przestaje.

„C’mmon, C’mmon”

reżyseria: Mike Mills
scenariusz: Mike Mills
w rolach głównych: Joaquin Phoenix, Woody Norman, Gaby Hoffmann,Scoot McNairy


Dzieci opisują świat takim, jakim go widzą. Może nie potrafią dobrać słów i szwankuje im styl, może są w tym chaotyczne, ale przynajmniej szczere. „C’mmon, C’mmon” oddaje głos dzieciom, aczkolwiek nie jestem pewien czy po to, by ich rzeczywiście posłuchać, czy po to, by się zachwycić ich cudownie utopijnym światem.

„C’mmon, C’mmon”

„C’mmon, C’mmon” jest filmem czarno-białym, co może bardziej podkreślać nie tyle zero-jedynkowość, co bardziej prostotę. Jest ona tutaj ujmująca i bije po oczach, a czerń i biel tego filmu przypomniały mi, że gdy byłem dzieckiem, wydawało mi się, że kiedyś świat nie był kolorowy, ale właśnie czarno-biały i dopiero w pewnym momencie nabrał barw.

Taki dziecięcy absurdzik, którym dziecko takie jak ja łatało luki w wiedzy własną wyobraźnią i własnym czuciem. Dzisiaj może się to wydawać żenujące, ale dzisiaj często tęskno mi do czasów, gdy tak wiele mogłem sobie wyobrazić zamiast wiedzieć (albo nie). Kiedy świat tylko w części składał się z tego, co wiem i poznałem, resztę wypełniałem sobie sam.

Dziś sam jestem… wujkiem, a instytucję wuja rozumiem jako osobę, która kocha, ma mocną więź z dzieckiem, a jednocześnie jest wolna od klapek na oczach, które często zakładają rodzice. Postrzegam miłość wujowską jako bardziej racjonalną (co nie znaczy, że lepszą).

„C’mmon, C’mmon” czyli relacja dziecka z wciąż dzieckiem

Joaquin Pheoniex – jakże odmieniony w porównaniu z „Jokerem”, od którego przecież nie minęło tak wiele czasu – gra w „C’mmon, C’mmon” właśnie wuja, który trochę z konieczności, pod nieobecność matki nawiązuje coraz silniejszy kontakt z siostrzeńcem. W roli chłopca – interesująco utalentowany jak na ten wiek Woody Norman; bardzo jestem ciekaw jego losów filmowych za 10, 15 lat.

„C’mmon, C’mmon”

Ta relacja jest osnową filmu, aczkolwiek muszę przyznać, że mnie równie mocno interesuje relacja bohatera z jego siostrą. Przestał z nią rozmawiać, poróżniły ich sprawy związane ze śmiercią matki, z przełomami w życiu czy też – jak mówi sam Joaquin Phoenix – z wtrącaniem się w sprawy, w które wtrącać się nie powinno. Przestali ze sobą rozmawiać, chociaż ich rozmowa jest tutaj tlenem, paliwem, jest narracja i komentarzem zarazem. Joaquin Phoenix relacjonuje swej siostrze (Gaby Hoffmann) wszystko, co zachodzi między nim a siostrzeńcem.

Ten chłopiec jest dla bohatera lekcją szczerości i empatii. Sprawia, że nasz zaczyna zanurzać się w świecie, w którym każde działanie ma konsekwencje dla drugiego człowieka i wymaga zastanowienia. W świecie redefiniującym dotychczasowe priorytety. To świat oparty na rozmowach – poza nimi w zasadzie nic innego się tu nie dzieje.

„C’mmon, C’mmon” czyli słuchać i być słuchanym

„C’mmon, C’mmon” nie dostarcza wielkich przełomów w patrzeniu na relacje międzyludzkie. W zasadzie nie mówi niczego, czego byśmy nie wiedzieli. Jest pewnego rodzaju zapisem styku dwóch pokoleń, dwóch światów i dwóch ludzi, z których ten mniejszy to osoba potrafiąca stawiać sprawy w zupełnie nowym świetle. To taka historia o człowieku, który jeszcze nie jest dorosły oraz człowieku, który dorosłym nie zdążył jeszcze zostać, chociaż jest mężczyzną w sile wieku. O odbudowie relacji, dzięki której dorosły dostaje to, czego do tej pory tak skwapliwie unikał – lekcje odpowiedzialności, cierpliwości, zrozumienia, empatii i czułości oraz życzliwości w kontakcie z drugim człowiekiem.

Woody Norman, Joaquin Phoenix (L-R)

Dostaje to w chwili, gdy przeprowadza radiowy projekt nagrywania rozmów z dziećmi w różnych miejscach Stanów Zjednoczonych, w trakcie których pyta ich o przyszłość, o obawy przed nią, o obecny świat i możliwość jego zmiany, o supermoce. Słucha, ale owo słuchanie to mało. Obok ma siostrzeńca, w wypadku którego musi już zdobyć się na więcej wysiłku. Słuchanie to bowiem wstęp, a reakcje na to, co się usłyszało – rozwinięcie. Kiedy się kogoś słucha, to można dowiedzieć się czegoś o tym drugim człowieku, ale w sporym zakresie – także o sobie.

Te nagrywane rozmowy niczym „Gadające głowy” Krzysztofa Kieślowskiego są niczym wewnętrzny dokument. Są zapisem troski o świat, w którym nie ma ani słuchania, ani interakcji, ani kontaktu z drugim człowiekiem. Nie stanowią ani ostrzeżenia, ani groźby, ani emocjonalnego zapisu. To rodzaj wyrażonego marzenia, opowieści o własnych pragnieniach.

„C’mmon, C’mmon” czyli zaproszenie do rozmowy

Joaquin Phoenix jest tutaj człowiekiem, który początkowo ma ogromne problemy ze zrozumieniem psychiki chłopca, jego potrzeb i komunikatów. Dopiero mocniejsze zagłębienie się i poświęcenie mu więcej czasu sprawia, że problemy pozostają, ale udaje się znaleźć wspólny mianownik i zrozumienie własnych lęków. Trafia na dziecko, które całym sobą wciąga go do reakcji, zaprasza do rozmowy, prowokuje do zmierzenia się z pytaniami i odpowiedziami, co ma bardzo poważne konsekwencje. Choćby takie, że rozwiązanie nurtujących go kwestii jest prostsze niż może się wydawać, o ile umie się rozmawiać, odezwać, czuć i rozumieć.

Woody Norman, Joaquin Phoenix (L-R)

Wizja świata w oczach dziecka jest  w „C’mmon, C’mmon” równoprawna, równie ciekawa, a relacja między wujem a siostrzeńcem nie ma w sobie nic z pouczania czy wychowywania. To raczej wzajemny wpływ na siebie, który jest łatwiejszy wówczas, gdy jest się na niego gotowym i otwartym. To otwieranie się zachodzi tutaj stopniowo, ale dość wyraźnie.

Tytułowy drogowskaz „C’mmon, C’mmon” znaczy tyle, co „musisz dać radę”. Joaquin Phoenix tworzy w tym filmie kreację może nie wybitną, ale na pewno zniuansowaną i bardzo dobrą, tworzącą przy użyciu prostych środków świetny duet ekranowy z młodym aktorem. To z pewnością rola, która Joaquinowi Phoenixowi przyda się jako jasny sygnał, że Joker to ani koniec, ani szczyt jego możliwości. A także jako sygnał, że przy użyciu prostych, skromnych środków można stworzyć kreację naprawdę dobrą, stanowiąca kamień milowy w karierze w równie wielkim stopniu jak bohater blockbustera.

Moja ocena: 4+/6

Radosław Nawrot

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Privacy Settings
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy
Youtube
Consent to display content from - Youtube
Vimeo
Consent to display content from - Vimeo
Google Maps
Consent to display content from - Google
Spotify
Consent to display content from - Spotify
Sound Cloud
Consent to display content from - Sound