NAPISZ DO MNIE!
Kino

„Śmierć na Nilu” czyli kto zabił Agathę Christie

Agatha Christie jest ekranizowana często i chętnie, także dlatego że jej kryminały, osadzone w epoce blichtru i szyku, dają ogromne pole do organizacyjnego i wizualnego popisu. Żadna ekranizacja nie dała jednak w pełni tego, co niosą za sobą książki – możliwości samodzielnego rozwiązania zagadki.

„Śmierć na Nilu” (Death on the Nile)

reżyseria: Kenneth Branagh
scenariusz: Michael Green
w rolach głównych: Kenneth Branagh, Gal Gadot, Armie Hammer, Emma Mackey, Tom Bateman, Annette Bening, Letitia Wright, Sophie Okonedo


„Śmierć na Nilu”

Ze „Śmiercią na Nilu” jest podobnie – zagadka, którą niesie ta opowieść, nawet dla tych którzy nigdy nie czytali książki Agathy Christie i nie wiedzą, co się wydarzy, jest podana zupełnie bez papierka. Odpakowana i gotowa, bez zmuszania kogokolwiek do wysiłku. My jej jako widzowie nie rozwiązujemy, jedynie obserwujemy jak rozwiązuje ją Herkules Poirot, wołając: „ach, jaki pan bystry, panie detektywie!”

Kenneth Branagh, który właśnie oczekuje na możliwego Oscara za swój „Belfast”, raz jeszcze zabrał się za literaturę Agathy Christie i raz jeszcze osobiście zagrał belgijskiego detektywa Herkulesa Piorot. Legendy kryminału, o której wiemy zdumiewająco mało. Jeżeli się nie mylę, Agatha Christie była niezwykle oszczędna w przedstawieniu nam życiorysu tej postaci, zwłaszcza tego, co Herkules Poirot porabiał w czasie I wojny światowej i zanim po niej przeprowadził się z Belgii do Anglii.

Tutaj dowiadujemy się więcej niż co-nieco. Kenneth Branagh nie ograniczył się do postawienia jedynie na wizerunek Belga, pokaźne wąsika detektywa i jego nadzwyczajny intelekt, ale wgryzł się w Herkulesa Poirot jak mało kto wcześniej. Zbudował postać, dodał jej uczucia i przeszłość, wojenne przeżycia i traumy, tęsknoty, słabości, miłość, nawet łzy. W wypadku tego Herkulesa Poirot swoje uzasadnienie znajdują nawet wąsy, z których detektyw słynie jako jeden z największych wąsaczy świata.

„Śmierć na Nilu”

„Śmierć na Nilu” czyli Agatha Christie w formie wykładu

To pomysł interesujący, kroczący naprzód w porównaniu z tym, co o Herkulesie Poirot kręciło się dotąd. W porównaniu nawet z nieudanym „Morderstwem w Orient Expressie”, który w wykonaniu Kennetha Branagha był o tyle malowniczy, co czysto dydaktyczny.

Oto irlandzki (właśnie z Belfastu) reżyser pokazał nam kryminał Agathy Christie jako wykład z logiki i pokaz intelektu, w którym Herkules Poirot niemal jak nauczyciel przy tablicy rozrysował nam, co, kto i dlaczego. „Morderstwo w Orient Expressie” zachwyciło więc plastyką, ale nie merytoryką.

Agatha Christie jako autorka osadzona mocno w swej epoce daje ogromne pole do popisu pod względem plastyki. Jej kryminały zahaczają o wyższe sfery, o brzeg kieliszka szampana i talerzyk z kawiorem. Wieszają się na nich futra z lisa i naszyjniki z diamentów. Pokazanie tego w odpowiedniej skali i klasie to już połowa sukcesu filmu. Ludzie nie giną bowiem w slumsach, piwnicach czy zwykłych mieszkaniach, ale w saloniku najsłynniejszego pociągu czy kajutach wspaniałego statku, płynącego w nadzwyczajnych plenerach Egiptu w okolicach cudownej świątyni w Abu Simbel. To nie Kuba Rozpruwacz, to morderczy szyk. Tutaj pieniądze są często bohaterem oraz, rzecz jasna, motywem.

„Śmierć na Nilu” czyli nikomu nie można ufać, gdy się ma pieniądze

„Śmierć na Nilu” przedstawiona została nawet przez samego  Kennetha Branagha jako opowieść o niszczycielskiej sile miłości i seksu. Tło świątyni w Abu Simbel może sprzyjać tym skojarzeniom, ale wydaje mi się, że to nie tak. To jednak kryminał, a w kryminale miłość bywa mocnym motywem przestępstwa, jednakże nie tak często zaplanowanego. A dobry kryminał potrzebuje premedytacji. Tę dają pieniądze.

Śmierć na Nilu”

– Ludzie bogaci nie mają przyjaciół i nikomu nie mogą ufać – powiada Gal Gadot w roli zamożnej dziedziczki fortuny Linnet Ridgeway. Stać ją na wszystko, tylko nie na spokój, a co za tym idzie – i szczęście.

Gal Gadot do tej roli pasuje, aczkolwiek tradycyjnie już gra źle. I mówię to z pękającym sercem jako człowiek, który jest jej nieco psych-fanem. Zjawiskowa kobieta, które samo wejście na ekran robi film, robi klimat, robi wszystko. Gal Gadot ma w sobie ten rodzaj czaru, że każda scena z jej udziałem kradnie uwagę i show, rozbłyska niemalże, natomiast jej brak na ekranie staje się szybko bardzo dokuczliwy. Jest narkotycznie uzależniająca, co nie znaczy że jest dobrą aktorką.

Na razie tego nie pokazała, ani w poprzednich filmach, ani w tym. Wierze w nią jednak głęboko, bo mam z tyłu głowy przypadki Kristen Stewart i innych aktorek, które zaczynały sztywno, a z czasem rozkręciły się aż do pozycji znakomitych artystek.

„Śmierć na Nilu” czyli Gal Gadot kradnie show, nie film

Gal Gadot zostawia na ekranie ogromny czar, ale niczego nie buduje. Jej relacja z nowo zaślubionym mężem, którego gra Armie Hammer jest wyraźnie oparta na zachwycie, przez co jej Linnet staje się osobą eteryczną, podatną i niemal szklaną. Gdzieś z głębi tej historii wydobywają się wątki o jej postępkach z przeszłości, o usprawiedliwianym młodym wiekiem rasizmie czy o zachowaniach twardych wobec współpracowników np. jej służącej. Pojawiają się jednak – jak wszystko tutaj – jedynie w formie opowieści z drugiej ręki. Nie ma ich zagranych, nie ma ich pokazanych. To wygląda tak jakby Gal Gadot rozlewała się wokół w drogich sukniach, a obok istniała jakaś inna osoba, inna Linnet.

Śmierć na Nilu”

To podstawowy zarzut do filmu – historie i wątki podane nam są na tacy niczym liścik do oczytania. Wszystko zza kulis, zza ekranu, z offu. Nic z tego nie ma na ekranie, tu jedynie jest plener, piramidy, krokodyle (nawiasem mówiąc, w 1937 roku dawno ich w egipskiej części Nilu nie było, to nie czasy Ramzesa II, by rzekę na tym odcinku zamieszkiwały wielkie gady), muzyka i piękny statek. Intryga dzieje się gdzie indziej, poza naszym zasięgiem wzroku.

Intryga, podkreślam, nie samo morderstwo czy wręcz morderstwa. Ich widzieć nie możemy, w tym rzecz, ale zawiązanie intryg wolałbym już zobaczyć, a nie dowiadywać się o nich w ramach exposé. Tymczasem tutaj mamy pozornie przypadkowy splot wielu historii i postaci, a przecież na statku nie znalazły się osoby przypadkowe, ale takie, które mają motyw by dokonać morderstwa. W tym rzecz, Agatha Christie tak konstruuje swa opowieść, byśmy musieli zachować się niczym Herkules Poirot – mogli podejrzewać absolutnie każdego. Poprosiłbym więc Kennetha Branagha, aby dał mi szansę to zrobić, bo nie daje.

„Śmierć na Nilu” czyli rzeczny „Titanic” z szampanem

Irlandczyk dokonał względem powieści kilku istotnych zmian, wprowadził nowych bohaterów, coś tam pominął. Nade wszystko jednak nie zachował typowego dla kryminału klimatu zagadki. Miałem wrażenie, że to on się bawi Agathę Christie, a nam nie daje szansy.

Śmierć na Nilu”

„Śmierć na Nilu” robi wielkie wrażenie – mamy tu ujęcia spod wody, przepiękne okoliczności, statek „Karnak” sfilmowany na podobieństwo rzecznego „Titanica”, wszystko bardzo efektowne. Już to sprawia, że film ogląda się chwilami z zachwytem. Nie nad intrygą jednak, nie nad kryminałem i zagadką. I nie obsadą, bowiem poza może Annette Bening reszta wypada w swych interesujących wszak rolach zaskakująco blado.

Moja ocena: 3+/6

Radosław Nawrot

1 Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Privacy Settings
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy
Youtube
Consent to display content from - Youtube
Vimeo
Consent to display content from - Vimeo
Google Maps
Consent to display content from - Google
Spotify
Consent to display content from - Spotify
Sound Cloud
Consent to display content from - Sound