NAPISZ DO MNIE!
Kino

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” czyli czas to klucz dla archeologa

Odczuwałem większy lęk niż Indiana Jones wchodzący do grobowca pełnego węży. Nie po raz pierwszy wszak ktoś grzebie w czymś, co kształtowało mnie jako dziecko, młodego człowieka, kinomana i miłośnika przygody. Znowu ktoś wyciąga ręce po bożka Saltipo. Sam Indiana Jones jako postać jest artefaktem i dlatego tak ważny w jego przypadku jest czas. Może więc lepiej, że udało się zatrzymać jego bieg.

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” (Indiana Jones and the Dial of Destiny)

reżyseria: James Mangold
scenariusz: James Mangold, Jez Butterworth
w rolach głównych: Harrison Ford, Phoebe Waller-Bridge, Mad Mikkelsen, Thomas Kretschmann, Antonio Banderas, Toby Jones, John Rhys-Davies, Karen Allen


Kino to sztuka wspaniała, bowiem pozwala na wszystko, co podyktuje nam  wyobraźnia. W wypadku Indiany Jonesa możemy więc dokładać nowe wątki jego przygód, przenosić się w przeszłość czy przyszłość bez szczelin czasowych i tarczy Archimedesa. Wąskim gardłem jest jednak człowiek.

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”

Człowiek czyli aktor. Czasem uda się go komputerowo odmłodzić, jak w początkowych scenach „Indiany Jonesa i artefaktu przeznaczenia”, gdy powracamy do czasów II wojny światowej, z udziałem m.in. Thomasa Kretschmanna znanego z „Pianisty” i oczywiście niezrównanego Duńczyka Madsa Mikkelsena). W zasadzie – zupełnie błędnie użyłem słowa „powracamy”. Przecież żadna ze sfilmowanych przygód dr Jonesa nie dzieje się w czasie tej wojny. To paradoks, biorąc pod uwagę, że Jones – jako alter ego Stevena Spielberga – mocno walczył z nazistami.

„Poszukiwacze zaginionej Arki” powinni się rozgrywać w 1942 roku

Sam tego nie rozumiem, bo o ile w wypadku „Ostatniej krucjaty” umieszczenie akcji w 1938 roku (Austria, Wenecja, brzegi Portugalii, Turcja, a dokładnie w istniejącym krótko państwie Hatay) jest zrozumiałe, o tyle zabiegu z moich ukochanych „Poszukiwaczy zaginionej Arki” nigdy nie zrozumiem. Tu akcja rozgrywa się w 1936 roku, najpierw w Peru, potem w Nepalu, wreszcie głównie w Egipcie, gdzie stacjonują wojska niemieckie do złudzenia przypominające Afrika Korps. Co tam robiły w 1936 roku? Co robił tam samolot podobny do Horten Ho 229?

„Poszukiwacze zaginionej Arki”

Zawsze uważałem, że lepiej byłoby akcję „Poszukiwaczy zaginionej Arki” umieścić w roku 1942, gdy wojska niemieckie Rommla weszły rzeczywiście do Egiptu i ich obecność tam miała sens i uzasadnienie. Peru też by wtedy pasowało – wojna go nie dotknęła, więc 1942 rok może być. Rzecz jasna, jak napisałem – kino może pokazać wszystko, co dyktuje wyobraźnia, więc to tylko luźna uwaga kogoś, dla kogo ramy geograficzne i czasowe oznaczają poczucie bezpieczeństwa.

 A ramy czasowe są kluczowe w „Indianie Jones i artefakcie przeznaczenia”. Czas jest bowiem w tym filmie osią, a wręcz pełnoprawnym bohaterem. On determinuje wszystko i wszystkich.

Nic dziwnego, to w końcu cholerna archeologia – ktoś powie.

Nie w tym rzecz, bowiem nie upływ czasu w archeologicznym ujęciu jest tutaj ważny, ale jego upływ w ujęciu ludzkim.

„Poszukiwacze zaginionej Arki”

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” czyli co nabywa wartości z czasem

W „Poszukiwaczach zaginionej Arki” francuski antagonista dr Jonesa, Francuz Belloq (w tej roli Paul Freeman, który przepadł potem jakby faktycznie zmieciony z ekranu przez siły z wnętrza Arki Przymierza) mówi, że jeśli zwykły zegarek, naszyjnik, nóż czy widelec umieści w ziemi na tysiące lat, to zyska on wielką wartość. Per analogia, jeżeli zwykły film przygodowy umieścimy w sercach i umysłach ludzi na wiele lat, jego wartość wzrośnie. Przez to stanie się on niebezpieczny.

Już sam Steven Spielberg zakładał, że powstanie pięć części przygód Indiany Jonesa i paradoksalnie teraz, po 42 latach od premiery „Poszukiwaczy zaginionej Arki” James Mangold (twórca „Le Mans’66”) wywiązał się z tej obietnicy. 42 lata to długo, bardzo długo, a pisząc to, mam na myśli Harrisaona Forda.

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”

Aktora da się odmłodzić komputerowo na krótką metę, ale w całym filmie zagrać musiał Harrison Ford, liczący już 80 lat! (tak, sam w to nie wierzę). Jest o 42 lata starszy od Indiany Jonesa, który wpław wdzierał się na pokład U-boota i bił się z niemieckim olbrzymem koło Hortena. W filmie „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” to postać starsza od tamtej o lat 33, bo akcja dzieje się w 1969 roku.

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” czyli fotel zamiast pejcza

Można to ustalić dokładnie (mówiłem, że ramy czasowe dają mi poczucie bezpieczeństwa), gdyż ulicami miasta sunie parada z nowymi zdobywcami Księżyca, trzema amerykańskim astronautami Neilem Armstrongiem, Buzzem Aldrinem i Michaelem Collinsem (scena ich spotkania z Indianą Jonesem – urocza). Mamy więc lato 1969 roku (ze świetnymi strojami i fryzurami z epoki), zwłaszcza że nieco później igraszki z czasem dotyczą 20 sierpnia – odpowiednio, 1969 i 1939 roku, z ciekawym wątkiem polskim.

Co prawda, nie wiem jakie zajęcia odbywać się mogły na uczelni latem, ale widocznie ktoś coś musiał dodozdać.

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”

33 lata to sporo i James Mangold słusznie założył, że tworzenie nowych, szalonych przygód archeologa w fedorze i z pejczem mija się z celem, skoro ma on tyle lat. Zwłaszcza, że sam Harrison Ford postawił warunek, iż wystąpi w piątej części serii, o ile jego postać zostanie rozwinięta i pogłębiona. Jak rozumiem, nie będzie więc tylko trzaskał pejczem, łamał serc i zdobywał artefaktów.

Mamy więc Indianę Jonesa śpiącego w fotelu, pomarszczonego i zestarzałego, który ciska gromy w sąsiadów za zbyt głośną muzykę. Dziś sam jest bowiem dziadkiem i nie ma już powrotu do faceta, którego udział w otwarciu Arki Przymierza ograniczył się rzekomo do oberwania lustrem. Ten Indiana Jones jest starszy i inaczej patrzy na świat. Jest w nim wiele goryczy i bynajmniej nie wynika ona z tego, co zakładałem.

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” czyli nawet Archimedes nie pomoże

Wydawało mi się, że skoro obserwujemy w „Indianie Jonesie i artefakcie przeznaczenia” historię stworzenia rakiet i lotu w kosmos (a wcześniej bomby atomowej, co widzieliśmy w „Indianie Jones i Królestwie Kryształowej Czaszki”) przez fachowców pozyskanych z Trzeciej Rzeszy, to Jones jako wróg nazistów będzie miał z tym problem. Niczym sumienie narodu amerykańskiego stanie okoniem przeciw korzystaniu a nazistowskich wynalazków i odkryć.

(nawiasem mówiąc, bombowiec Heinkel He 111 to kolejny dowód na podskórną fascynację nimi)

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”

Tymczasem tu zupełnie nie o to chodzi. Jones jest zgorzkniały i sfrustrowany, bowiem nie jest zadowolony ani ze swego życia, ani ze świata, w którym żyje. Jako miłośnik archeologii chętnie przeniósłby się w inne, byleby nie być tu, gdzie teraz jest i jaki jest.

Czasu nie da się jednak zawrócić nawet tarczą Archimedesa. Jego upływ jest nieuchronny i nawet jeżeli twórcy kultowych serii będą go cofać, stosować retrospektywy, to jednak swoich aktorów nie odmłodzą. Bohaterów tak, ale nie aktorów.

Tak jak żegnaliśmy Hana Solo, tak żegnamy teraz Indianę Jonesa. W latach osiemdziesiątych nie przypuszczałem, że kiedyś zobaczą go jako człowieka starego, zgorzkniałego, z zaledwie resztkami dawnego zawadiactwa czy poczucia humoru. Po wyjściu z kina z „Indiany Jonesa i artefaktu przeznaczenia” doszedłem do wniosku, że owej szczypty humoru, która tak przyprawiała przygody archeologa w fedorze, nie znalazłem. Gorzej, że nie znalazłem tu w zasadzie żadnej sceny wartej zapamiętania i powtórnego oglądania, a to właśnie namiętnie przyciąga mi do przypominania sobie poprzednich części przygód Indiany Jonesa.

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”

Fatalnie – pomyślałem i doszedłem do wniosku, że to popłuczyny, ale potem przyszła refleksja, że nie tyle popłuczyny, co pożegnanie. Indiana Jones stracił wigor i poczucie humoru, ale zyskał najważniejszą perspektywę, jaka istnieje – perspektywę czasu. I z jej punktu może przyjrzeć się wydarzeniom wykraczającym daleko poza przygodę np. swoim relacjom rodzinnym i swojej pracy.

A to jest niezwykle istotne.

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” czyli fedora z głów

Żegnamy więc jego, żegnamy także Marion i Sallaha (to dopiero ciekawostka! Największa obok pojawienia się Antonio Banderasa) i żegnamy zupełnie inaczej niż w „Królestwie Kryształowej Czaszki”, to znaczy chyba definitywnie. Żegnamy w sposób symboliczny i znamienny, próbując dokonać niemożliwego – cofnąć się w czasie. Indiana Jones w tym ujęciu to człowiek, który chciałby przenieść się do czasów, które minęły. Uważa, że to możliwe i jedyne rozsądne rozwiązanie, podczas gdy nie ma to sensu. Było minęło, pozostało jedynie w opcji „obejrzyj ponownie”, a nie „stwórz od nowa”.

Starzejący się Indiana Jones zyskał nową kobiecą partnerkę ekranową w postaci córki swego przyjaciela (tu brytyjska aktorka Phoebe Waller-Bridge znana jako znakomity, feministyczny android L3-37 w „Hana Solo”), ale nie sądzę byśmy z niej jeszcze skorzystali w przyszłości. Dodaje pieprzu opowieści, ale tylko na jej koniec.

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”

Widzę Indianę Jonesa, który odchodzi, ale odchodzi pogodzony z tym, że czasu nie cofnie i młodszy nie będzie. Jest jak jest, można żałować, że już nigdy nie zobaczymy Harrisona Forda pędzącego na koniu i machającego biczem bez pomocy komputera, ale trudno – tak być musi.

Doceniam więc „Indianę Jonesa i artefakt przeznaczenia” nie tylko za to, że spodziewałem się czegoś znacznie gorszego pod względem fabularnym. Także dlatego, że Indiana Jones w tym ujęciu staje się bardziej człowiekiem z coraz wolniej płynącej krwi i coraz bardziej strzykających kości niż niezrównanym bohaterem popkultury. A wielcy bohaterowie popkultury i dawne złote bożki, które mnie kształtowały też mają prawo zestarzeć się i odejść w zrozumieniu tego faktu.

Moja ocena: 4/6

Radosław Nawrot

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Privacy Settings
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy
Youtube
Consent to display content from - Youtube
Vimeo
Consent to display content from - Vimeo
Google Maps
Consent to display content from - Google
Spotify
Consent to display content from - Spotify
Sound Cloud
Consent to display content from - Sound