NAPISZ DO MNIE!
Kino

„Biedne istoty” czyli pragnienia powstałe z martwych

Kobieta wstająca do nowego życia, wolnego i bez męskiej wersji świata to kobieta wstająca z martwych. Wyrywająca korzenie popkulturowych i środowiskowych więzów. Jak na Yorgosa Lanthimosa i jego możliwości, to film niezwykle prosty, czytelny, a jakże dobry i pełny.

„Biedne istoty” (Poor Things)

reżyseria: Yorgos Lanthimos
scenariusz: Tony McNamara
w rolach głównych: Emma Stone, Willem Dafoe, Mark Ruffalo, Christopher Abbott, Ramy Youssef


„Barbenstein” mówią o tym filmie, w nawiązaniu do opowieści o dziele dr Frankensteina. „Barbenheimer” z kolei, by postawić film Greka obok „Barbie” i „Oppenheimera”, tak by je połączyć. Wszystko kręci się wokół opowieści o Barbie, której „Biedne istoty” mają być jakąś tam wersją. Tylko poniekąd, bowiem Yorgos Lanthimos sięga znacznie głębiej niż tylko do korzeni popkultury. On sięga do korzeni świadomości.

„Biedne istoty”

Dr Frankenstein powoływał ze świata martwych istotę, by przekonać się, czy da się w nią tchnąć życie. Dr Godwin Baxter (zapewne nawiązanie do Williama Godwina), który nie tylko z uwagi na imię zwany jest God (Bóg), przekonuje się, jakie to życie ma być. Jego Bella to istota – zgodnie z imieniem – piękna. Może nawet najpiękniejsza, bo nietknięta.

Tabula rasa, która jednak świat męskimi rękoma (żeby tylko rękoma) próbuje od razu zapisać, zaczernić, wypełnić treścią konwencjonalną. Wszak bez takiej konwencjonalnej treści nie można istnieć, bez tego nawisu socjologicznych nawyków i kulturowych archetypów, bez moralności, nakazów i zakazów. Jeszcze tylko tego brakowało, by wyłaniająca się laboratorium istota zaczęła pisać swą historię sama i samodzielnie odkrywać świat.

„Biedne istoty”

„Biedne istoty” czyli jak mężczyźni tłumaczą świat

„Biedne istoty” są pełne tłumaczeń świata przez innych, głównie przez mężczyzn. Albo dosadnie, by nie rzec brutalnie jak w wypadku Duncana Wedderburna, granego brawurowo przez Marka Ruffalo, albo przez cyników pokroju dystyngowanego Harry’ego Astleya, który na pokładzie statku sunącego przez Morze Śródziemne wygląda niczym pasażer „Titanica” – świata idącego na dno z pełnym przekonaniem bohaterów o tym fakcie; albo wreszcie z pobłażliwą łaskawością uchylająca klosz, jak w przypadku Goda.

I na to wszystko wkracza Emma Stone w roli Belli, w roli i w jej wyzywających kreacjach i toaletach, by z istoty ciekawej świata acz zależnej od mężczyzn stać się kobietą idącą własnym szlakiem i to bez pardonu. Idącą tak mocno, że wywołuje to u mężczyzn określone konsekwencje, od zakłopotania przez poczucie zagrożenia aż po spazmy włącznie.

„Biedne istoty”

„Biedne istoty” czyli Bella budzi zazdrość, budzi pożądanie

Miałem chwilami wrażenie, że Bella w niebywałym wręcz, pretendującym do Oscara wykonaniu Emmy Stone staje się obiektem najwyższego pożądania, ale i największego przekleństwa mężczyzn. Wymyka się jakiejkolwiek kontroli i podszeptom, nie zna ograniczeń, z których wyzwoliło ją opuszczenie dawnego świata, dawnego ciała. Wyzwolił ją akt rozpaczy jako cezura ostateczna tego, co niszczy i tego, co wyzwala. Przeszła ze świata starego, w którym pozostawało się jej zabić, do świata nowego, wolnego i nietkniętego. Jest jak wielka, pierwotna zagadka Kaspera Hausera, z tym że rozwiązywalna.

W tym kontekście ogromne wrażenie zrobiła na mnie także epizodyczna rola Marthy Von Kurtzroc (wcieliła się w nią niemiecka aktorka Hanna Schygulla, urodzona jeszcze w czasie wojny w Chorzowie), która Bellę obserwuje z niekłamanych podziwem, rozbawieniem i chyba szczęściem w oczach, że ktoś tak cudowny jednak istnieje.

Ktoś, kto obnaża nie tyle siebie, co raczej wszystko wokół. Całą zastaną rzeczywistość zza drzwi i tarasu, która nie wiedzieć dlaczego akurat tak wygląda. Klosz w kloszu, dziwactwo w dziwactwie, niesprawiedliwość w niesprawiedliwości – wszystko układa się warstwami i stanowi rodzaj przewodnika po otaczającym świecie prowadzącego po nim ze szkiełkiem zewnętrznego obserwatora. Kogoś czystego w odbiorze, kto próbuje zrozumieć, dlaczego coś się dzieje i tak właśnie wygląda, dlaczego coś trzeba i czegoś nie wolno.

„Biedne istoty”

„Biedne istoty” czyli człowiek jak gąbka nasiąka

Bella początkowo ma umysł dziecka, ale także jak dziecko chłonie wszystko wokół na podobieństwo gąbki. Nasyca się światem, przetwarza go po swojemu, w nieco przyspieszonym tempie. Nie jest przypadkiem, że kolory pojawiają się wtedym gdy wychodzi z domu, z laboratorium i gdy świat przestaje być fiolką, a otwiera się szeroko. Wydaje się, że taki świat za drzwiami może być dla nowo ulepionej istoty niebezpieczny, tymczasem to ona jest niebezpieczna dla niego. Niebezpieczna bo zupełnie nowa, bez naleciałości i doktrynerstwa. Fantastycznie wolna.

To świat niczym z estetyki steam punk zmieszanej z surrealizmem, przepasany wieloma malarskimi nurtami i przypominający raczej obraz niż rzeczywistość. Świat, który jest dekoracją i malowidłem. Bella z umysłem dziecka jest osobą bezpośrednią w jego odbiorze. Z czasem zmienia się i ona, i jej język. Ten język i jego zmiana to jedna z najbardziej fantastycznych tu rzeczy. Koślawy przechodzi w ozdobniki, prymitywny zmienia się w wysublimowany, pełen metafor. Kiedy Bella wreszcie potrafi wyartykułować to, co myśli, robi się naprawdę ciekawie. Bo też artykułuje w sposób absolutny.

„Biedne istoty”

Wszyscy mężczyźni wokół stają się od niej zależni, chociaż pragnęliby być jej patronami i protektorami. Kierować marionetką, która nie tylko obcina linki, ale ciągnie ich za sobą w emocjonalną niewolę. Ma wiele pociągających broni, od rozpalającej seksualności aż po działający jak afrodyzjak rosnący intelekt. Wszystko, czym dysponuje kobieta okazuje się lepem na mężczyzn. Nawet w burdelu można nimi sterować wedle uznania.

„Biedne istoty” czyli Emma Stone obnażona pod każdym względem

Emma Stone w tej niesamowitej roli Belli przeszłą siebie, przeszła cały ten film. Pożarła go żywcem. Zaatakowała widza tak mocnym wejściem w może najbardziej niezwykłe wyzwanie w swej karierze, że może to aż szokować. Gra osobę bez zahamowani (bo takowych nie zna), więc sama ich nie ma. I nie chodzi tylko o rozebranie Emmy Stone na ekranie, ale rozebranie jej też emocjonalnie do ostatniej warstewki. Niesamowity jest to występ.

„Biedne istoty”

Jest w Belli jakiś rodzaj transparentnego przejęcia kontroli nad swym losem, osobowością, pragnieniami i seksualnością. A zatem rodzaj czegoś, co przeraża mężczyzn i doprowadza ich niemal do obłędu. Bella staje się bowiem kobietą, która może pragnąć, realizować pragnienia, odczuwać i dążyć bez konsekwencji, jakie wyciąga świat.

W tym sensie taka istota przemierzająca steampunkowy świat stylizowany na XIX-wieczny świat wiktoriański jest ostatecznym dopełnieniem tego, co jej God tworzył przez lata w swej pracowni, łącząc rozmaite istoty w jedno wbrew logice i porządkowi świata. Staje się ostatecznym „a dlaczego tak, a nie inaczej?”.

Radosław Nawrot

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Privacy Settings
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy
Youtube
Consent to display content from - Youtube
Vimeo
Consent to display content from - Vimeo
Google Maps
Consent to display content from - Google
Spotify
Consent to display content from - Spotify
Sound Cloud
Consent to display content from - Sound