NAPISZ DO MNIE!
Kino

„Królestwo Planety Małp” czyli moje małpy i mój cyrk

98 procent wspólnych genów ma człowiek i szympans. Z gorylem – niewiele mniej. Dopiero jednak teraz zrozumiałem, że cała opowieść o „Planecie małp” nie jest historią z cyklu: co by było, gdyby nie te 2 brakujące procent. To nawet do końca nie jest rzecz o odwróconej ewolucji, chociaż na niej się opiera. Małpy wszak po przejęciu władzy na Ziemi nie są ani doskonalsze, ani sensowniejsze niż ludzie. Są takie same jak my. One małpują wszystko, na co my chorujemy. Ta opowieść jest o nas, ludziach.

„Królestwo Planety Małp” (Kingdom of the Planet of the Apes)

reżyseria: Wes Ball
scenariusz: Josh Friedman
w rolach głównych: Owen Teague, Freya Allan, Kevin Durand, Peter Macon, William H. Macy, Lydia Peckham, Travis Jeffrey


Bardzo się bałem, ale nie mogłem odpuścić. Wizja świata rządzonego przez małpy, a nie ludzi była tak samo przerażająca, jak i ekscytująca. To dlatego na kolejne odcinki „Planety małp” schodziłem – za zgodą nauczycielki – do świetlicy. Serial o odwróconej ewolucji szedł w soboty, a wtedy byliśmy w szkole.

„Królestwo Planety Małp”

Ewolucja – bardzo się jej bałem. Byłem wszak dopiero w jednocyfrowym wieku, zaledwie dowiedziałem się, że nie znaleźliśmy się na Ziemi jako pierwsi, nie jesteśmy na niej najdłużej i zapewne nie będziemy ostatni. Ewolucja to pewna ciągłość życia, ale nie sprowadza się ona wcale do człowieka. Owady, gady ssakokształtne, dinozaury, ptaki, wreszcie ssaki i człowiek – każda z tych grup miała swoje ewolucyjne pięć minut. To, że my stworzyliśmy cywilizację…

Cóż, za jakiś czas dowiem się, co spowodowało takie przyspieszenie, jaką rolę odegrał tu przypadek, trawa, sawanna, zmiany klimatyczne. Ale to za jakiś czas. Na razie się bałem.

Tak, bałem się małp. Straszyli mnie nimi, gdy byłem dzieciakiem. Wielki King Kong demolujący miasto, owłosieni przodkowie człowieka czyli my w wersji Wenus w futrze, wreszcie te inteligentne, uzbrojone, jeżdżące konno, trenujące orły i sokoły oraz polujące na ludzi małpy z „Planety małp” – to wszystko składało się na przeświadczenie, które burzyło mój bezpieczny porządek, że świat zaplanowany pod człowieka, zbudowany pod niego jako chodzącą doskonałość i puentę ewolucji. Taki człowiek z takim przekonaniem może wszystko. Może czynić sobie Ziemię poddaną, nie dbać o nią, niszczyć ją i nie martwić się, że cokolwiek mu grozi.

„Planeta małp” była na tyle intrygująca, że wbijała kij w ten ul doskonałej samoświadomości.

„Królestwo Planety Małp”

„Królestwo Planety Małp” czyli odwrócona ewolucja

Kluczem tej historii jest właśnie odwrócenie ewolucji, odwrócenie ról. Ludzie jako prymitywne istoty wyłapywane do hodowli, do niewoli, do rozrywki i doskonalsze od nich małpy. Wymiana między dwoma stronami krat. Nie jest to pomysł nowy, bo przecież genialny Jonathan Swift w 1726 roku w „Podróżach Guliwera”, jednej z najważniejszych książek Oświecenia, zawarł podobną koncepcję. Ta opowieść kojarzy nam się w zasadzie tylko z podróżą Guliwera do krainy Liliputów, w której jest olbrzymem. Może niektórzy pamiętają jeszcze odwrotną podróż do krainy olbrzymów, ale ważniejsze od nich są takie wyprawy jak ta, do krainy Houyhnhnmów, w której ludzie zdegradowani są do ordynarnych, prymitywnych Yahoosów, a dominującym gatunkiem są rozumne konie.

Jonathan Swift pisał to przed Darwinem, nie odważył się sięgnąć po małpy. Pierre Boulle w 1963 roku podczas pisania „Planety małp” się odważył, a książka zrobiła tak wielkie wrażenie, że raptem pięć lat później powstał pierwszy film. Film straszny i pociągający, który stawiał kwestię: co by było, gdyby?

„Królestwo Planety Małp”

„Królestwo Planety Małp” czyli nie tak odległa przyszłość

Przypomnijmy, że w oryginalnej „Planecie małp”, tak książkowej, jak i filmowej, rzecz dzieje się w bardzo odległej przyszłości. To znaczy dla nas odległej, bo z punktu widzenia ewolucji rok 3978 to nie aż tak daleko. Wtedy jednak ludzie są marginesem, a władają Ziemią małpy. Te małpy, które mają 98 procent naszych genów (szympans ponad, goryl nieco mniej), ale nie one dostały szansę.

Stąd ta pamiętna scena, jedna z najważniejszych i najbardziej rozpoznawalnych scen w dziejach kinematografii, gdy przybyli na przedziwną, alternatywną planetę ludzie orientują się, że to nie obcy ląd, ale Ziemia w przyszłości. Gdy napotykają zasypana w piasku Statuę Wolności. Alternatywna? Owszem, ale alternatywność to rytm życia.

Do tej koncepcji odległej przyszłości nawiązał także Tim Burton w tak krytykowanej wersji „Planety małp” z 2001 roku. Krytykowanej przesadnie, w mojej opinii. Natomiast nowa seria jest już inna.

I to właśnie cenię.

„Królestwo Planety Małp”

Tu akcja rozgrywa się nie 2 tysiące lat po naszych czasach, ale krótko po nich. W zasadzie – w naszych czasach, zważywszy że Cezar kreowany przez Andy Serkisa był wychowany jeszcze przez ludzi. Teraz, po trzech częściach z jego udziałem, już go oczywiście nie zobaczymy. Akcja „Planety małp” przenosi się dalej w przyszłość. Jak daleko? Tego nie wiadomo, ale miasta są już zarośnięte, a wraki statków wyrzuconych na mieliznę – pordzewiałe. Czołgi i karabiny jednak wciąż rdzą nie zaszły.

„Królestwo Planety Małp” czyli każdy mesjasza rozumie jak chce

To po prostu pewien proces i cała ta nowa seria ‘Planety małp” jest na ten proces rozpisana. Ileś lat po Cezarze staje się on pewnego rodzaju legendą, mitem, by nie rzec – religią. To małpi mesjasz, którego jedni interpretują tak, a inni inaczej. W każdym razie każdy ma go na ustach. Jakie to ludzkie, jakie współczesne.

Ludzie się uwsteczniają (w większości), małpy rozwijają, ale mimo wszystko nie doszły jeszcze do ludzkiego poziomu cywilizacji. „Istnieje takie słowo e-wo-luc-ja” – powiada król Proximus Cezar, na Cezara właśnie się kreujący. W tym kontekście imię nadane pierwszemu z rozumnych szympansów pasuje jak ulał.  Teraz każdy chce być cezarem.

„Królestwo Planety Małp”

„E-wo-luc-ja” – powiada nowy cezar i bardzo chce ten proces przyspieszyć. Chce pójść na skróty, chociaż ewolucja wymaga czasu. Czas jest jej kluczem i najważniejszym paliwem. Ta „Planeta małp” natomiast nieoczekiwanie staje się opowieścią o skrótach i pseudokoncepcjach władzy traktowanej jak narkotyk. Władzy nienaturalnej, nie wynikającej – jak u zwierząt – z wieku, doświadczenia, charyzmy, ale z nadania i uzurpacji. Zatem jak u ludzi. Małpy stają się nie tyle rozumną alternatywą ludzi, co ich bezmyślną kopią.

To niezwykle intrygujące, podobnie jak rozwój mitologii i relacji między tymi, którzy uważają się za wyższych w hierarchii i tych tłamszonych. „Planeta małp” w takim ujęciu to obserwacja co dzieje się z tymi, którzy dostają szansę, władzę i moc. Jak ewoluują, w którą stronę. Jak bezwzględni i nieodpowiedzialni mogą się stać.

„Królestwo Planety Małp” czyli małpy małpują ludzi

Proximus Cezar jest jedną z najciekawszych małp uniwersum. Najciekawszych także w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jest ciekaw świata, którego nie zna. Ciekaw tego, jak urządzili go ludzie. I wie, że odpowiedzią może być to, co było ludzką potężną bronią, dla niego niedostępną. Nie, nie mam na myśli karabinów i czołgów. Mam na myśli książki.

„Tak zapisywało się pomysły” – mówią małpy, z których nawet te najrozsądniejsze i najbardziej uczone nie są w stanie przełamać kodu pisanego języka. Nie potrafią czytać. Uderzyło mnie to, że to bariera niezwykle potężna, oddzielająca je od możliwej cywilizacji. Ich język jest odtwórczy, zasłyszany. To tylko kopia. Małpy nie tworzą.

„Królestwo Planety Małp”

Siła tworzenia zamiast – nomen omen – małpowania tego, co stworzyli inni to napęd cywilizacji. Inaczej mówiąc, małpy wiedzą, że zastępują ludzi, ale właśnie – tylko ich zastępują. Nie są od nich doskonalsze. Nie idą do przodu.

Pamiętajmy, że małpy z oryginalnej „Planety małp” zachorowały na te same choroby co ludzie. Nie małpią grypę, bynajmniej. Na pychę i narcyzm, na przekonanie o własnej wyższości i doskonałości bez należytych podstaw, na brutalność i okrucieństwo. Te małpy nie stworzyły wszak świata lepszego. Stworzyły świat identycznie zły. Czyż nie?

Zrozumiałem to dopiero teraz. Pierre Boulle nie straszył mnie wizją alternatywnej i odwróconej ewolucji, on straszył mnie teraźniejszością i fatalną tożsamością cywilizacyjną człowieka jako pewną nieuchronną wypadkową straszliwych narkotyków – władzy, dominacji, siły.

„Królestwo Planety Małp”

„Królestwo Planety Małp” czyli zapolujmy sobie na ludzi

„Królestwo Planety Małp” to historia zupełnie nowa, z nowymi bohaterami, chociaż młody szympans imiennie Noa nieco przypomina dawnego Cezara. To film, który delikatnie muska znanych wątków pierwowzoru, ale wciąż się jeszcze do nich w pełni nie dobiera, jakby zachowywał je na deser. Mamy zatem polowanie na ludzi, których niczym stado zebr ścigają małpi myśliwi na koniach. Mamy orły na ramionach szympansów. Mamy wreszcie plażę tak charakterystyczną, jakby za chwilę miała się ukazać zakopana do połowy Statua Wolności. Mamy wreszcie teleskop skierowany w stronę przestrzeni kosmicznej.

To mrugnięcie okiem, oddanie hołdu, ale historia jednak nowa. I przyznam, że bardziej mi ona odpowiada. Jest bliższa jak koszula ciału, rozwija się na naszych oczach, a nie pod nasza nieobecność jak stara „Planeta małp”, gdy do małpiego świata dostajemy się już na gotowe. To daje efekt wstrząsu, ale dzisiaj taki wstrząs jest już zbędny. Można zatem opowieść twórczo rozwinąć.

Rozkręcamy się zatem. Ludzie żerują, małpy władają. Świat zarasta zielenią, zakrywając ostatnie skrawki ludzkiej cywilizacji. To obrazy znane z niemal każdego filmu postapokaliptycznego, ale tutaj robią one wyjątkowo plastyczne wrażenie. Są świetne, bo stanowią świat oddany w ręce lasu, czyli rzeczywiście prawdziwe królestwo małp.

„Królestwo Planety Małp”

Wreszcie bohaterowie – ta „Planeta małp” nie jest zdominowana przez jednego, jakim był Cezar i ewentualnie jego antagonistów z demonicznym Kobą na czele (niesamowity, dramatyczny małpi bohater, kiedyś skrzywdzony przez ludzi). Tu bohaterów jest więcej, każdy ma coś do dodania, łącznie z ludźmi. Zarówno oportunista Trevathan (William Macy), jak i Mae (znana z „Wiedźmina” Freya Allan). Ona jest niezwykle ludzka w tym małpim świecie. W oryginalny sposób realizuje tezę, że ludziom w gruncie rzeczy nie można ufać.

Na mnie największe wrażenie zrobił jednak raz jeszcze orangutan – tym razem Raka, zagrany mądrze i zabawnie przez Petera Macona. To nawet zabawne, że to właśnie orangutany w całej tej małpiej historii zawsze tak udanie ją wentylują.

Radosław Nawrot

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Privacy Settings
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy
Youtube
Consent to display content from - Youtube
Vimeo
Consent to display content from - Vimeo
Google Maps
Consent to display content from - Google
Spotify
Consent to display content from - Spotify
Sound Cloud
Consent to display content from - Sound