NAPISZ DO MNIE!
Kino

„Morbius” czyli fatalna wada zgryzu

Dwuznacznie moralny bohater tego typu jak Morbius mógłby być postacią wykraczającą znacznie poza komiks, poza superbohaterskie opowieści. To postać niemal archetypiczna, zwłaszcza że Morbius kładzie na szali swe życie i tożsamość nie w pogoni jedynie za pychą, sławą, nauką i zaspokajaniem ciekawości. On przecież walczy o przetrwanie. Dlaczego więc wszystko poszło tutaj tak źle?

„Morbius”

reżyseria: Daniel Espinosa

scenariusz: Matt Sazama, Burk Sharpless
w rolach głównych: Jared Leto, Matt Smith, Adria Arjona, Jared Harris, Tyrese Gibson


Bo poszło. „Morbius” jest filmem nieudanym na każdej płaszczyźnie, od założeń po realizację. Równoległy świat znanego nam dotychczas uniwersum Marvela nie ma w ogóle temperatury i to nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że mówimy o zimnokrwistych.

„Morbius”

Wampiry – stały już element naszej popkultury i kultury – to także mit założycielski wielu gatunków i form filmowych, od horrorów po opowieści familijne w stylu „Zmierzch”. Nie były jednak dotąd kamieniem milowym historii o superbohaterach. Stąd zamach Marvela na wampiryzm wydawał się nader interesujący.

W zasadzie wszystko już było – człowiek pokąsany przez naznaczone zwierzę to nic innego jak kanwa Spider-mana, z kolei człowiek przemieniający się w nietoperze to opoka Batmana. Morbius łączy te dwa wątki, ale nie staje się przez to kolejnym peleryniarzem w kolekcji. Mówimy o czymś czy kimś znacznie istotniejszym, o przesunięciu komiksowych kart o przemianie człowieka w nadczłowieka w stronę horroru.

A zatem w stronę tej karty legend o wampirach, które stawiają na ich nadzwyczajne umiejętności i moce. Nadludzka siła, sprawność, wyostrzone zmysły z dodatkiem nowych jak echolokacja, widzenie w ciemności, umiejętność lotu, skoku, nie wiem, czego tylko się zamarzy – to od zarania były cechy wampirów, które stanowią też wylewką pod figurę superbohatera. Rzecz jasna, wszystko ma swój koszt, no ale koszt przemiany na kartach komiksów pojawia się powszechnie. Nie znajdziemy chyba żadnej opowieści o superbohaterach bez wystawionej im przez życie faktury. To niejako immamentne, bo każda baśń musi mieć swój morał. Tym morałem najczęściej są koszty.

„Morbius”

„Morbius” czyli wampir to fundament

Wampiry, wilkołaki, wszelkie demony, w jakie zmieniali się ludzie w ludowych przekazach w zasadzie od zarania dziejów były pierwszymi peleryniarzami świata. Nadzwyczajność wpisana w ich niejednoznaczną naturę stanowiła podstawę do tworzenia świetnych fabuł – początkowo jedynie przy świecach i pochodniach, wprost do uszu wystraszonych słuchaczy, a z czasem – na papierze i taśmie filmowej.

W jakimś sensie zatem Morbius jest herezją, bo jakże to wprowadzać wampira do uniwersum? Ktoś mógłby łatwo postawić taki zarzut, gdyby nie fakt, że w zasadzie wszyscy jego członkowie to poczwary, a wampir w tym gronie staje się postacią niemal bazalną.

Morbius”

Morbius w swym komiksowym oryginale był antagonistą – głównie Spider-mana. Jako antagonista miał przypisane cechy i możliwości rozwojowe. Marvel to jednak zmienia, bo tworząc spin-off o eksperymentującym na sobie profesorze, skręca z tą postacią w niejednoznaczną ścieżkę, wyciągając go z grona tych, których się jedynie zwalcza.

I to jest tak naprawdę najciekawsze, a w każdym razie mogłoby być najciekawsze.

„Morbius” czyli wampir nie jest z gruntu zły

Profesor Michael Morbius jest przecież człowiekiem chorym. Chorym tak bardzo, że właśnie owo niedomaganie ciała i organizmu pcha go w stronę dramatycznych poszukiwań. Tu mocą sprawczą nie jest pęd ku nauce, odkryciu, nie jest ciekawość ani chęć przekraczania granic. Tu idzie o życie.

Mówimy bowiem o człowieku bardzo chorym. Tak bardzo, że nie pozwala mu to normalnie funkcjonować. O niepełnosprawnym, który ma w perspektywie wizję odzyskania sprawności. Czy ktokolwiek z widzów, których takiej niepełnosprawności nie ma potrafi to zrozumieć.

Morbius”

Już z tego powodu trudno mówić o Michaelu Morbiusie jako o człowieku z gruntu złym i należącym do mrocznej części uniwersum. Jego niezwykła, zdeterminowana i poniekąd w antyczny sposób tragiczna niejednoznaczność jest bardzo interesująca. Tak bardzo, że postawiłbym nawet odważną tezę, iż równie ciekawego punktu wyjścia ani Marvel, ani cały komiks chyba nigdy nie miał. Nawet Curis Connor, czyli Człowiek-Jaszczur to nie ta skala zacierania się granicy między dobrem a złem, czego przecież klasyczny komiks raczej nie lubi.

Naukowiec gotowy poświęcić własne członki, krew, całe ciało, aby sprawdzić, czy jego podejrzenia są podstawne – to historia godna kina, bo ciekawsza niż zwykłe pożądanie wiedzy. Warunkiem jest stworzenie jednak opowieści spójnej, wielowymiarowej i dobrze zrealizowanej.

Tutaj tego nie mamy.

„Morbius” czyli pokaż ząbki, pokaż!

Miałem wrażenie, że cały pomysł na „Morbiusa” sprowadzał się do wykrzywiania twarzy, szczerzenia zębów i robienie z siebie widowiska, zamiast z filmu. Uproszczenia, zaniedbania, dialogi takie, że aż kły zgrzytają. Nade wszystko jednak – Jared Leto…

Morbius”

Nie mam pojęcia, co się z nim dzieje. Mówimy wszak o aktorze, którego potencjał swego czasu był kolosalny. „Requiem dla snu”, „Aleksander”, „Witaj w klubie” – zastanawiam się, gdzie i kiedy zaczął się jego spadek. „Dom Gucci”, za który zgarnął Złotą Malinę w zamian za najbardziej manieryczną i idiotyczną rolę tego filmu, był już przecież pewną kwintesencją. Ja największy cios od Jareda Leto otrzymałem w „Legionie samobójców”, gdzie położył rolę, której położyć się teoretycznie nie da – Jokera.

„Morbius” jest pewnego rodzaju konsekwencją tej degrengolady aktora, w którym widziałem rychłą perłę Hollywood i światowego kina. Jego bohater jest nieco stylizowany na Jeffa Goldbluma z „Muchy”, ale nie ma w ogóle tej charyzmy, tego sznytu i w zasadzie nic widza z nim nie wiąże. Jego decyzje są absurdalne, resztki ludzkiej przyzwoitości pojawiają się jak królik z kapelusza, a konflikt z przyrodnim bratem – wydumany, podobnie zresztą jak i nienaszkicowany nawet romans.

„Morbius”

„Morbius” czyli mocny skręt Marvela ku horrorowi

Szkoda, bo dawno nie widziałem tak zmarnowanej szansy i obrócenia w taki sztambuch historii o ogromnej sile rażenia. Jako horror bowiem „Morbius” nie wyróżnia się niczym, jako opowieść o superbohaterze – tym bardziej. Dopiero połączenie tych dwóch ujęć mogło dać efekt. Wytrzymałbym więc nawet wpisanie się w stereotyp obarczania żyjących w Ameryce (tu: Kostaryka) nietoperzy wampirów za najgorsze zbrodnie upuszczające krwi, co przyczynia się do ich zagłady, podczas gdy to zwierzęta czułe, wrażliwe i fascynujące. Wiedzieli Państwo, że wampiry dzielą się zdobytą krwią i karmią nią tych członków społeczności, którzy są zbyt słabi albo chorzy, by robić to samemu? Czy tak robią bestie?

Skręt ku horrorowi w wykonaniu Marvela był pomysłem całkiem ciekawym, poszukującym nowych rozwiązań w konwencjonalnym świecie bohaterów w rajtuzach. „Venom”, wreszcie „Morbius” mieli wprowadzić w ów świat nowego, nieco mrocznego tlenu. I oba zawiodły.

Moja ocena: 3/6

Radosław Nawrot

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Privacy Settings
We use cookies to enhance your experience while using our website. If you are using our Services via a browser you can restrict, block or remove cookies through your web browser settings. We also use content and scripts from third parties that may use tracking technologies. You can selectively provide your consent below to allow such third party embeds. For complete information about the cookies we use, data we collect and how we process them, please check our Privacy Policy
Youtube
Consent to display content from - Youtube
Vimeo
Consent to display content from - Vimeo
Google Maps
Consent to display content from - Google
Spotify
Consent to display content from - Spotify
Sound Cloud
Consent to display content from - Sound